Aby
nigdy nie dać się stłamsić
“Bij, póki cię nie pobiją” - rosyjskie przysłowie
Był do niego podobny,
ale tylko powierzchownie.
Przybliżały ich do
siebie rysy twarzy, włosy i przenikliwe, czarne oczy, jednak to jedyne cechy
wspólne, które mogłam im przypisać. Itachi nie był troskliwy, zabawny i
opiekuńczy. Nie miał w sobie dystyngowanej gracji dżentelmena, a zastąpiwszy ją
zimnym bytem mordercy, notorycznie odsuwał od siebie ludzi. Jego oczy nie
błądziły po pokoju, chcąc wyłapać jak najwięcej szczegółów, jego dłonie nie
wykonały najmniejszego ruchu odkąd Orochimaru opuścił dom. Jego głos nadal nie
zabrzmiał, a jego ciało pozostało w bezwzględnym bezruchu.
Itachi emanował
beznamiętnością. Wydawało mi się, że wszystkie ludzkie rzeczy były jego
całkowitym przeciwieństwem, a termin człowieczeństwo nie funkcjonował w jego
słowniku. Do tych wniosków nie doprowadziło mnie jedynie pierwsze wrażenie,
wywołane jego widokiem. Mimo, że mroczna sława znacznie go wyprzedzała, on sam
nie stał się dziś dla mnie nowością. Osiem lat to ogrom czasu, kiedy zmienić
może się wszystko. W moim przypadku się to sprawdziło. Ale czy on od zawsze
marzył, aby choć przez moment pobawić się w mordercę i nie potrzebował żadnej
zmiany, czy jednak coś na to wpłynęło?
- Mogę odejść? - spytałam,
czujnie go obserwując.
Jego towarzystwo męczyło
mnie. Mimo ciszy i jego pozornej nieobecności wywoływało znaczny dyskomfort,
bardziej przekładający się na psychikę, bo w pokoju przecież nie było za
ciasno.
Od momentu, kiedy
dowiedziałam się o istnieniu szansy, że się z nim spotkam, ustaliłam sama sobie
jedną, żelazną zasadę. Mianowicie nigdy nie spojrzeć mu oczy. Nie miałam tam
czego szukać. Nie potrzebowałam zabawy w kotka i myszkę w niepotrzebnej iluzji,
a nie posądzałam go o to, że posiadał emocje. Itachi Uchiha i coś tak
przyziemnego? Nigdy.
Drgnęłam, gdy wykonał
ruch.
Sięgnął do płaszcza,
zaczynając go powoli rozpinać. Cała ta misja, to właśnie trwające spotkanie,
było tańczeniem na wiotkiej linie rozłożonej nad bezdenną przepaścią.
Wystarczył jeden zbędny gest, a moja przyszłość mogła skończyć się właściwie
natychmiast. Tych myśli nie napędzał szacunek, czy lęk, a jedynie zwykła
ostrożność. Gdy widzi się głodnego lwa, nie podchodzi się do niego z kawałkiem
mięsa, a unika w każdy możliwy sposób.
Patrzyłam się w podłogę
lekko schylona. Mimo to widziałam, jak jego dłonie rozpinały powoli kolejne
guziki. Naliczyłam ich aż dwanaście. Gdy wszystkie zostały odpięte, ściągnął z
siebie płaszcz, rzucając go na kanapę. W duchu właśnie przełknęłam ślinę, spodziewając
się najgorszego, jednak w rzeczywistości nie pozwoliłam sobie na żadną reakcję.
Zaczął zmierzać ku
wyjściu, całkowicie mnie ignorując, jednak w momencie kiedy postawił drugi
krok, szybko obejrzał się przez ramię. Spięłam mięśnie, czując, jak popchnął
mnie na ścianę. Poczułam uderzenie, które odbiło się na całych moich plecach.
Udało mi się odchylić głowę, dzięki czemu zachowałam przytomność, jednak czyjeś
przedramię przyciśnięte do mojej szyi skutecznie utrudniało mi oddychanie, więc
wszystko mogło się jeszcze zdarzyć.
- Skąd masz tę
bransoletkę? - spytał cicho, wymawiając te słowa wprost do mojego ucha. Nie
przeszedł mnie żaden dreszcz ekscytacji, serce nie przyspieszyło z podniecenia,
a ja nie miałam ochoty wpadać mu w ramiona. Miałam ochotę jedynie rozszarpać go
na strzępy. Tu i teraz.
Wyprostowałam się na ile
mogłam, chcąc pokazać, że całkowicie się przed nim nie ugnę, zachowując tym
samym resztki godności. Dobrze zdawałam sobie sprawę, że powinnam się właśnie
skulić i grzecznie wytłumaczyć jej pochodzenie, ale nie potrafiłam się do tego
zmusić.
Znałam go. Widziałam jak
dorasta, jak trenuje, jak kłóci się z bratem. Rok różnicy między nami na chwilę
obecną zatarł się, choć kiedyś było go widać. On sam mógł mnie nie kojarzyć.
Jeśli rzeczywiście tak było, rozpierałaby mnie duma. Znaczyłoby to, że mimo
czternastu lat potrafiłam pomyślnie wykonać misję.
- Skąd?
Tym razem był to szept,
w którym wyłapałam lekki gniew. Uścisk na mojej szyi ledwo widocznie zelżał,
pozwalając mi złapać głębszy oddech, choć we mnie wciąż toczył się wewnętrzny
bój na temat tego, co dokładnie mu powiedzieć.
- Po siostrze. - Pchnął
mnie mocno na ziemię. Wykonałam przewrót, ale on już stał obok, kopiąc mnie w
brzuch. Poleciałam na panele, tracąc dech w piersiach. Szybko odwróciłam się na
plecy, jednak on znów nie pozwolił mi odsapnąć, wymierzając kolejne uderzenie.
Uchyliłam się w ostatnim momencie, mimo wszystko nie odważając się na cios.
Zmienił front walki, odskakując w bok oraz wykonując obrotowe kopnięcie.
Zblokowałam je tuż przy twarzy, ale nim się spostrzegłem, znów byłam
przytwierdzona do ściany.
Itachi wiedział, że
należała do niego. Nie wiedziałam natomiast, czy miał pojęcie o Rinie
oraz o jadowitym podtekście zawartym w tym krótkim zdaniu. Ona była dla
mnie siostrą, on dla niego bratem. Dobrze wiedziałam, co robię.
- Spytam ostatni raz.
Skąd? - Chłód i przenikające mnie zimno wreszcie się odezwały.
Cały powód tego sporu
stał się teraz trochę prozaiczny. Bransoletka - zwykła plątanina czarnych
rzemyków oraz jednego bordowego. Nie wyróżniała się niczym szczególnym.
Była znoszona, przetarta i zniszczona. Mimo tego, od momentu, kiedy ją
dostałam, jeszcze nigdy jej nie zdjęłam i nie miałam zamiaru tego zmieniać.
Miała dla mnie za dużą wartość.
Nadal nie spojrzałam w jego
oczy. Błądziłam spojrzeniem na wysokości klatki piersiowej, schowanej pod
materiałem czarnej, bawełnianej podkoszulki z krótkim rękawkiem. Widziałam jego
napięte mięśnie, pierwszy raz doświadczając jakiegoś uczucia z jego strony.
Mianowicie piekielnej ciekawości.
Przymknęłam na chwilę
powieki, zdając sobie sprawę, że on wiedział. Chciał jedynie, żebym przyznała
mu rację.
- Poznajesz? - Uniósł
wolną dłoń do góry, a na jego nadgarstku zauważyłam identyczną ozdobę.
Znajdowałam się w
niebezpieczeństwie. Warto było zginąć za te informacje, czy żyć z ujmą na
honorze? No jak myślisz, Imai? Dasz radę żyć ze świadomością, że ujawniłaś
cokolwiek człowiekowi, którego nienawidzisz?
- Są specyficzne dzięki
jednemu emblematowi - powiedział, nie pozwalając, aby coś targnęło jego głosem.
Gdyby nie fakt, że groził mi właśnie nikt inny jak Uchiha, rzuciłabym jakiś
tekst na rozładowanie atmosfery i szybko zmieniła temat, powodując, że
bransoletka odeszłaby w zapomnienie. Itachi jednak był stanowczo zbyt
inteligentny i… niebezpieczny. - Znakowi mojego klanu na wewnętrznej stronie
jednego paska.
Puścił mnie. Cofnął się
o krok, a ja powstrzymałam się, zaciskając zęby, aby nie złapać się za gardło,
chcąc w ten głupi sposób złapać oddech. Ludzie robili to odruchowo, w ich głowie
nigdy nie błyskała myśl, że im to nie pomoże. Jednak ja nie mogłam pokazać przy
nim słabości, a zbłaźniłam się już wystarczająco.
- Oboje wiemy, do kogo
należy, należała. - Drgnął, a ja pospiesznie dodałam. - Uchiha-sama.
- Oszczędź sobie.
Byliśmy prawie
rówieśnikami, a fakt, że musiałam zwracać się do niego w ten sposób bardzo mnie
deprymował, niestety nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji. Czasami nie
potrafiłam czegoś przeskoczyć.
- Kiedy ci ją dał? -
Odwrócił się do mnie tyłem i podszedł do okna. Jego sylwetka majaczyła w
ciemności, a oświetliło ją dopiero blade światło księżyca, uwydatniające
wszelkie atuty jego ciała. Musiałam przyznać, że było między nimi jeszcze jedno
podobieństwo - oboje zawsze wyglądali na takich, którzy uważali się za
lepszych. To, że jeden z nich to okazywał, a drugi nie, to już kompletnie inny
temat.
- Moje kontakty
towarzyskie nie należą do pańskich problemów, Uchiha-sama - powiedziałam
służbowo i najbardziej bezpłciowo, jak tylko mogłam.
Za oknem zabrzmiał grom burzy,
a ja uśmiechnęłam się lekko. Ręce sztywno przytwierdzone podłużnie do mojego
ciała, powodowały, że dłonie przylegały do ud. Uniosłam delikatnie trzy palce i
używając chakry ponownie dotknęłam nimi materiału spodni, a niebo rozjaśniły
trzy błyskawice. Ten widok zawsze mnie uspokajał.
- Te należą. - Założył
ręce na piersi, wpatrując się w niknące w powietrzu wyładowania elektryczne.
Znów w pokoju zapadło
milczenie. Po wcześniejszej akcji nie było śladu, a jedynie ja stałam na wpół
zgięta, od czego zaczęły drętwieć mi mięśnie. On dobrze zdawał sobie z tego
sprawę, do mnie stojąc tyłem, dając mi tym samym do zrozumienia, że jestem dla
niego nikim, że nie uważa mnie za zagrożenie.
Pozory mylą. Powinien
pan o tym wiedzieć, Uchiha-sama.
- Osiem lat temu. -
Zabrzmiało w pokoju, a ja zdecydowałam się wyprostować i ułożyć ręce luźno za
plecami. - Dał ci ją osiem lat temu, kiedy stacjonowałaś w Konoha.
Miałam ochotę zakląć.
Rzeczywiście był geniuszem. Nikt normalny nie rozszyfrowałby mnie tak szybko.
Posiadał za mało informacji, aby dojść do tego w tak krótkim czasie. Za mało
pewników i zero mojej pomocy. Coraz bardziej wierzyłam we wszystkie powtarzane
na jego temat plotki. O tak ogromnej potędze umieszczonej w jednym ludzkim
ciele. Wiedziałam, co potrafił zrobić, wiedziałam, że gdyby chciał, już by mnie
tu nie było.
Właśnie ta świadomość
powstrzymywała mnie od zrobienia czegoś głupiego.
- Nie pamiętam cię, ale
to musiało być wtedy.
A jednak. Do końca udało
mi się pozostać niezauważoną.
Nie czułam się pociągnięta
do odpowiedzialności, aby mu odpowiedzieć. On jedynie głośno myślał,
wygłaszając wnioski co jakiś czas, który spędzał na analizie. Nie miał przy
sobie żadnych notatek, żadnego wsparcia. Korzystał jedynie ze swojej wiedzy i
intuicji, o której mówiło się, że jest nieomylna.
- Byłaś w Konoha, kiedy
wybijałem rodzinę.
Kolejny trafiony punkt w
moim życiorysie. Czułam się cholernie niezręcznie stercząc w obecnej pozie jak
kołek, a do tego w momencie, kiedy zdawało mi się, że właśnie z mojego
milczenia on czerpał wygłaszane fakty.
- Dał ci ją maksymalnie
tydzień przed tą nocą.
Znów trafił, choć nie do
końca. Dobrze określił okres, jednak dostałam ją dwa dni przed mordem klanu
Uchiha. Na moście w miejskim, zapomnianym przez mieszkańców parku. W nocy, kiedy
niebo było bezchmurne, a nawet lekki powiew wiatru nie targał moich włosów.
Scena sprzed lat pojawiła się przed moimi oczami, a jego sylwetka
właśnie miała nadejść zza zakrętu na ścieżce, gdy lodowaty, nie należący do niego
głos przeciął rzeczywiste powietrze.
- Musiał cię kochać,
jeśli ci ją powierzył.
Szczerze? Chciało mi się
śmiać. Uchiha Itachi powiedział coś o miłości? Przyjmował to zjawisko do
własnego jestestwa? Uznawał jego byt? To było niemożliwe, aby człowiek, który
zabił całą swoją rodzinę z dwoma wyjątkami posądzał kogoś innego o zdolność
kochania. To absurd.
- W takim razie,
dlaczego cię nie znałem, jeśli byłaś dla Shisuiego kimś więcej, niż zwykłą
znajomą? - Obrócił się w moją stronę, a ja uciekłam wzrokiem w dół, aby nie
spojrzeć mu w oczy.
- A może nie była dla
niego ważna, a dał mi ją, bo po prostu mi się spodobała? - Spytałam, otrzymując
w odpowiedzi głuchą ciszę. Głęboko nad czymś myślał, choć nie umiałam nic z
niego wyczytać.
- Była bardzo ważna.
Zaakcentował słowo "bardzo", a ja zaczynałam się zastanawiać, czy czasem nie była przypieczętowaniem
jakiegoś wyrzeczenia, bądź obietnicy. Wisiorek, który nosiłam na szyi miał dla
mnie taką wartość, jak najwyraźniej dla niego ta plątanina rzemyków. Potrafiłam
to zrozumieć, jednak jego już nie. Itachi Uchiha i sentymentalne podejście do
zwykłego przedmiotu? Nostalgia, w którą właśnie wpadł?
- Najwyraźniej nie tak
bardzo, aby dać ją komuś innemu.
Nie uniosłam głosu, nie
zabarwiłam go o zwyczajowe emocje. Przekazałam mu jedynie najbardziej klarownie
jak mogłam myśli, które kołatały mi się po głowie, ubierając je w słowa, mające
do niego trafić. I chyba trafiły.
- Nie masz pojęcia, o
czym mówisz.
- Mam. - Wyłamałam się z
kanonu, odpowiadając prawie od razu. - Dobrze go znałam.
Mogłam się założyć, że
jego dłoń drgnęła. Znów, ta sama, co wcześniej. Ta, na której nadgarstku
znajdowała się bransoletka.
- Nie bluźnij, głupia -
rzucił, nie kryjąc już pogardy. Sprzeciwiłam mu się. Moja misja została
narażona na szwank, a możliwa gotówka przelatywała koło nosa. Musiałam
wyciągnąć ojca z laboratorium, a bez tej kasy i wpływów u Orochimaru nic mi z
tego nie wyjdzie. Zostałam zmuszona, aby zaprzestać trzymania się własnego
zdania, co w moim wypadku, było niewiarygodnie trudne.
- Proszę mi wybaczyć,
Uchiha-sama. - Skłoniłam się, a on w mgnieniu oka pojawił się obok, ciągnąc za
włosy tak, że musiałam się wyprostować. Znów nachylił się do mojego ucha,
wypowiadając słowa, które zabolały mnie bardziej, niż dałam to po sobie
pokazać.
- Nie wiem, czym sobie
zasłużyłaś na to, co ci dał, ale zdaję sobie sprawę, jak bardzo go omotałaś.
Cwaniactwo, kłamstwo i fałsz masz we krwi, jak prawdziwy shinobi Dźwięku.
Miałam ochotę wykrzyczeć
mu prosto w twarz, że nie ma pojęcia o mojej rodzinie, o tym co razem
przeszliśmy i jak się to skończyło. Niesprawiedliwie mnie osądził, a w
momencie, kiedy naprawdę miałam się tym przejąć, zdałam sobie sprawę, że
człowiek, który chciał mi tłumaczyć moc tego, co łączyło mnie kiedyś z Shisuim
sam go zabił. To przeważyło szale i żaden gorzki płacz nie zawitał w progi
mojego umysłu.
- Wyjdź. - Puścił mnie,
znów odchodząc w stronę okna. Bez słowa ruszyłam na korytarz, nie oglądając się
za siebie. Bez wahania otworzyłam drzwi wejściowe, szybko zbiegając po
schodkach prowadzących na chodnik.
Po moich plecach
przebiegł dreszcz, bo czułam, że Uchiha stojąc w oknie obserwował mnie, śledząc
każdy ruch. Wydarzenie, które miało miejsce przed chwilą, zawładnęło mną w
takim stopniu, że nie zauważyłam chłopaka, który szedł z na przeciwka. Dopiero,
gdy właśnie mieliśmy się minąć, zwróciłam na niego uwagę.
Był wysoki i dobrze
zbudowany. Brązowe oczy oraz włosy przyciągały wzrok, który jednak szybko
spuściłam. Szedł do Uchihy, gdyż został to jedyny, zamieszkany tutaj dom.
Chłopak otaksował mnie wzrokiem, już po chwili tracąc mną zainteresowanie, a ja
przyspieszyłam kroku. Wyczekując odpowiedniego momentu, czekałam, aż dojdzie do
jego drzwi. Odwróciłam się akurat, gdy wchodził po schodach. A więc jednak.
Poczułam na twarzy
krople spadającego deszczu. Odetchnęłam, chcąc się lekko zrelaksować. Znów
uderzyłam jednym palcem o udo, prawie od razu słysząc uspokajający burzowy
grom, rozbrzmiewający dookoła mnie.
Pstryknęłam dwoma
palcami, a nad moją głową pojawiła się chmura nieprzepuszczająca wody, dzięki
czemu mimo ogromnej miłości do deszczu, dotarłam do domu sucha, gdzie dookoła
mnie wszystko było przemoczone.
Weszłam do środka,
rzucając bluzę na wieszak. Nie chcąc przypadkiem spotkać się z dziewczynami,
szybko wbiegłam po schodach na piętro, docierając do swojego surowo urządzonego
pokoju. Nie było w nim nawet kwiatka, prawie nic osobistego. To jedynie zwykły
pokój z łóżkiem i biurkiem nic, z czym mogłabym się utożsamić.
Rzuciłam się na pościel,
nie zmieniając ubrań. Burza za oknem rozpoczęła się już na dobre, a ja
delektowałam się jej odgłosami, chcąc w jakiś sposób zahamować przypływające
wspomnienia z najlepszego okresu w moim życiu, kiedy wymykałam się od Kabuto,
aby tylko go spotkać, aby pobyć z nim chociaż chwilę i poczuć, że
żyję, a nie jedynie egzystuję.
Właśnie ten chłopak
zamknięty pod kloszem przez rodzinę i w pewien sposób udręczony przez sankcje
nałożone na własny klan pokazał mi, ile jestem w stanie zdziałać i osiągnąć.
Ile mogę zyskać, nie myśląc o minimalnych stratach. Powiedzenie, że “pokazał mi
inny świat” całkiem pasowało do tamtego okresu. Może nie ujawnił mi tajników
tego, jak to jest mieć kochającą rodzinę, bo sam jej nie posiadał, ale na wiele
innych rzeczy otworzył mi oczy.
Przewróciłam się na bok,
składając ręce pod głową.
Nasz związek nie miałby
prawa bytu. Nie pochodziłam z Konohy, mój klan nie należał do tych potężnych, a
same zdolności moich krewnych to w większości zasługa eksperymentów Orochimaru.
Mimo nastoletniej, młodzieńczej, lecz bardzo silnej miłości, jaką go darzyłam,
nie byłabym w stanie żyć z nim na co dzień. Życie z nim oznaczałoby życie z
jego rodziną, a ja nie mogłam mieszkać pod jednym dachem z mordercą mojej
siostry. Nie potrafiłabym zdzierżyć, odpowiedzialnego za jej śmierć ojca.
To przykład szczęścia w
nieszczęściu.
Dziewczyna, która
wyrwała się z istnego piekła poznała inną rzeczywistość. Niczym w ckliwych
opowiastkach pokazał ją jej przystojny chłopak, w którym ta bez pamięci się
zakochała.
Jednak nadal cała Konoha
kojarzy jej się negatywnie.
Kagami - zabójca mojej
siostry. Itachi - zabójca mojego dawnego ukochanego i on sam - Shisui - wszyscy
pochodzili z tej jednej, przeklętej rodziny, której nienawidziłam i kochałam
jednocześnie. Do całej Uchihowej gromadki należał jeszcze Sasuke, który przez
pewien czas stacjonował w Dźwięku, jako najnowsza zabawka Sannina. Z tego
całego zespołu aktorów doborowych nie poznałam jedynie trzeciej, pozostawionej przy życiu członkini klanu - Dyary, która podobno zostawszy w Liściu,
wprowadzała tam swoje rządy sprzeczne z radą, walcząc o prawa dla swojego
klanu.
Raczej nieświadomie
wykonywała wolę Shisuiego, który zawsze chciał wolności dla Uchihów. Chciał jej
tak bardzo, że pozwolił na własną śmierć z ręki brata, jedynie, aby klan nie
popadł w niełaskę ludu. Zostawił mnie samą po to, aby Uchiha nie stracili
świetności i właśnie za to najbardziej ich nienawidziłam.
Zaczęłam bawić się
bransoletką - jedyną rzeczą, jaka mi po nim została. Wspomnienia nie były
namacalne, zacierały się. Nieustannie zanikały sprawiając mi niemy ból, który przyjmowałam
cierpliwie i bez krzyku, bo chociaż tyle mogłam dla niego zrobić.
***
- Wstawaj, Imai! Musisz
się zbierać! - krzyknęła Kin z przedpokoju, a ja usiadłam na łóżku i
zmarkotniałam, gdy zorientowałam się, że nie przebrałam się, nadal znajdując
się w starych ciuchach. Zabrałam z pokoju czystą bieliznę i ruszyłam do
łazienki.
- Ale ja nie muszę… -
Zatrzymałam się przy pokoju Tayuyi, gdzie właśnie stacjonowała ciemnowłosa,
chcąc postawić koleżankę do pionu. Udając, że w ogóle mnie tu nie było, szybko
wskoczyłam do łazienki, przekręcając zamek.
- Ej! Właśnie miałam tam
wejść - warknęła Tayuya, uderzywszy w ścianę.
- Ale weszłam ja -
ucięłam, rozbierając się.
Weszłam pod prysznic,
lecz wcześniej związałam wysoko włosy. Umyłam się, założyłam czystą bieliznę i
nadal w przyspieszonym tempie pognałam szarym korytarzem do pokoju. Wyjęłam ze
starej, drewnianej szafy ubrania na teraz, od razu je zakładając.
Czarną bluzkę z siatką
owinęłam dużym czerwonym pasem. Znajdował się w niej wszyty emblemat ze znakiem
wioski. Poprawiłam również czerwoną opaskę na swoim czole, wkładając czarne,
krótkie spodenki, które przez długość bluzki zostały ukryte pod nią.
Założyłam przy wyjściu buty, złapałam za miecz, który
przewiesiłam przez ramię, przymocowałam kaburę i wybiegłam z pokoju.
- Sheeiren, kanapki! -
Zatrzymałam się przy wejściu do kuchni, z niedowierzaniem zaglądając do środka.
Stała przede mną Kin, mając rozpuszczone włosy oraz podając mi torebeczkę z
kanapką.
- Eee… - mruknęłam
zdezorientowana. - Co?
- Dziś wieczorem, albo
jutro rano wyjeżdżasz, więc możesz ten ostatni dzień dobrze wspominać. -
Uśmiechnęła się zadowolona, a ja szybko i bez patrzenia jej w oczy, zabrałam
reklamówkę.
- Dzięki. Do zobaczenia.
- Po tych słowach opuściłam dom.
W duchu wiedziałam, że
powinnam być milsza i przeklinałam, że tak się zachowałam, jednak dewiza o
zabijaniu przyjaciół cechowała się większą siłą, bo przecież łatwiej jest
pozbawić życia znajomego, a nie kogoś, do kogo się przywiązało.
Na ulicy panował mały
ruch. Shinobi niespiesznie szli do pracy, kiedy ja pędziłam do Orochimarowej
krypty. Nie miałam pojęcia, którą godzinę wskazywał zegarek, więc wolałam
pojawić się tam wcześniej niż później, mając na względzie posiadanie własnej
głowy w miejscu dla niej przemyślanym, ponieważ po co ją tracić, jeśli nie
trzeba?
Nad wioską unosiła się
mgła, a na roślinności osiadła rosa. Wskoczyłam na dach pierwszego, lepszego
domu, szybko przenosząc się na grubą gałąź drzewa. Biegłam w ten sposób przez
dobrą minutę, schodząc na ziemię dopiero pod samym wejściem do siedziby.
Tak samo jak wczoraj
wystukałam na drzwiach specjalny rytm, a one uchyliły się po chwili.
- Dowód.
Te procedury kiedyś mnie
męczyły. Teraz jednak przyzwyczaiłam się do nich na tyle, że byłam w stanie je
znieść. Niczym się przecież nie różniły.
Podałam strażnikowi małą
książeczkę, którą przed wyjściem zdążyłam wcisnąć w kieszeń od spodni.
Skontrolował mnie, stojąc w cieniu, a ja weszłam do środka. Znajdowałam się
teraz w ciemnym korytarzu sam na sam z barczystym mężczyzną.
- Powód?
- Ten sam, co wczoraj -
odparłam, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Powód? - Powtórzył.
- Uchiha Itachi i
Operacja Wiecznego Wiru - powiedziałam znudzonym tonem, a gdy skończyłam on
zamknął dokumenty, wyciągając je w moją stronę. - Czerwona. - Czekałam, aż da
mi przepustkę, jednak on się ociągał. Zmrużyłam oczy, ponaglając go. Gdy w
końcu mi ją dał, ruszyłam przed siebie.
Widocznie trafiłam w
porę, bo gdybym przyszła za wcześnie, bądź za późno, to po prostu by mnie nie
wpuścił. Gnana wewnętrznym niepokojem dość szybko ruszyłam przed siebie. W
ciągu kilku sekund pochłonęłam małą kanapkę, chowając foliówkę do kieszeni.
Szłam ciemnym korytarzem, który doprowadził mnie do schodów. Zeszłam na dół, a przy
następnych drzwiach znów czekał na mnie strażnik, ubrany tak samo, jak ten
poprzedni.
- Przepustka. - Podałam
mu czerwoną kartkę, a on skinął głową na znak zgody. Otworzył przede mną
ciężkie drzwi, a ja trafiłam do całkowicie innego świata.
Na długim i szerokim
korytarzu zostały rozstawione lampy świecące niebieskawym światłem. Do samego
końca pomieszczenia prowadził czarny dywan i w sumie nie byłoby w tym nic
niezwykłego, gdyby nie to, że w ścianach znajdowały się cele. Orochimaru był aż
takim sadystą, aby patrzeć na więźniów za każdym razem, kiedy tylko miał ochotę
posiedzieć w swojej siedzibie.
Parłam niewzruszenie
przed siebie, pod stałą kontrolą strażników. Prawdę mówiąc tych dwóch, którzy
mnie skontrolowali było podstawionych jako wabiki. Prawdziwa służba Sannina
miała oczy i uszy dosłownie wszędzie, a potrzebowała kilku sekund, aby się
przegrupować i napaść na wroga, który dostał się do kwatery.
Sztywnym krokiem dotarłam
do wielkich, drewnianych wrót. Po obu ich stronach znajdowały się wysokie
świeczniki, na które patrzyłam z dystansem. Bił od nich żar znienawidzonego
przeze mnie ognia i to wystarczyło, abym ominęła je najbardziej jak się dało.
Pchnęłam ich jedno skrzydło,
a ukazał się przede mną hol z trzema odnogami oraz trzema strażnikami. Prosto
droga prowadziła do Orochimaru, w prawo do laboratoriów, a w lewo do
pomieszczeń pracowniczych i cel, w których znajdowały się osoby, które
wcześniej nie zmieściły się w pierwszym korytarzu i w Landanie.
Ruszyłam przed siebie,
skąpana w czerwonym świetle jarzeniowych lamp oraz pochodni porozwieszanych na
ścianach. Zawsze się zastanawiałam, po co pracowały aż dwa ośrodki produkujące
światło, jednak do dziś się tego nie dowiedziałam.
Uniosłam do góry rękę z
czerwoną przepustką, kiedy mijałam strażnika, a ten skinął głową na znak zgody.
Zobaczyłam nadchodzącego z przeciwka chłopaka, którego widziałam wczoraj. Miał
na sobie inne ubrania, a jego włosy zostały ułożone w inny sposób. W momencie
kiedy mnie minął, zmarszczyłam brwi, bo coś mi nie pasowało. To był ktoś inny,
lecz cholernie podobny.
Przyspieszyłam kroku, aż
znalazłam się przed czarnymi, mosiężnymi drzwiami, z wygrawerowanymi splątanymi
wężami. Obok nich stał również ogromny posąg gada, a nad jego głową płonęła
pochodnia. Odetchnęłam, pukając.
Wrota otworzyły się
prawie natychmiast, ukazując przede mną ponure wnętrze. Ogromna skąpana w
większości w ciemności komnata stała otworem, na co szybko weszłam
do środka, widząc Orochimaru na środku pokoju.
Sufit był podtrzymywany
na kolumnach oplecionych przez - dla odmiany - węże - przez co nie od razu
zauważyłam Uchihę w spokoju stojącego obok. Nie byłam zaskoczona jego widokiem
w takim stopniu, aby się dziwić, bo na przeciwko nich znajdował się Usui, co
całkowicie zbiło mnie z tropu.
Czego od niego chcieli?
Jego też chcieli mi zabrać?
- Najwyższa pora, Imai -
prychnął Orochimaru, a ja dołączyłam do blondyna, klękając na jedno kolano,
pochylając głowę.
- Meldu…
- Tak, tak. Do rzeczy -
syknął, odwracając się. Odchyliłam ledwo widocznie głowę, chcąc spojrzeć na
Karimę, który zrobił to samo. Posłał mi krótkie spojrzenie mówiące, że nie ma
pojęcia co tu robi, a ja wróciłam do poprzedniej pozycji. - Jak już możecie się
domyślać, zostaliście wybrani, aby być uczestnikami Operacji Wiecznego Wiru.
Odetchnęłam z ulgą na
wiadomość, że udało mi się dostać tę misję, jednak Usui był zdruzgotany. Nie
upominał się o nią, nie myślał nawet o tym, aby w niej uczestniczyć. Po prostu chciał
żyć.
- Zostało już ustalone,
że wyruszycie dziś, gdy tylko zajdzie słońce przy Wyjściu Drugim. Wszystkie
potrzebne informacje znajdują się tutaj. - Zabrał z nieopodal stojącego biurka
dwa pergaminy. - Jest tam wszystko, co powinniście wiedzieć. - Wrócił na
poprzednią pozycję, bawiąc się nimi. - Jesteście zastępcami Raito i Ache
Yamura, którzy zostaną na razie wcieleni do struktury wioski - powiedział z
dumą, spoglądając na Itachiego. - Mają niezwykle rzadką umiejętność, która aż
się prosi, aby ją przetestować. - Oblizał się obleśnie, a mi przyszła do głowy
myśl, że mogłam widzieć ich po raz pierwszy i ostatni, bo wszystko wskazywało
na to, że to właśnie ich spotkałam dziś rano i wczoraj wieczorem. - Jakieś
pytania?
- Nie, Orochimaru-sama -
odparliśmy zgodnie, na co ten podniósł karcący głos.
- Oczywiście, że tak! -
Uśmiechnął się cwaniacko, unosząc podbródek. Dobrze wiedziałam, że ta mina nie
oznaczała nic pozytywnego. - Nie wiecie, że jesteście od teraz osobistą
własnością tego oto człowieka - wskazał na Itachiego - oraz tego, że musicie
zrobić wszystko, cokolwiek rozkaże.
Zacisnęłam usta z
frustracji. Znaczyło to, że powinnam powiedzieć mu wszystko na temat Shisuiego,
a fakty wyglądały tak, że nie miałam co do tego najmniejszych zamiarów. To
będzie walka z wiatrakami, z czego dobrze zdawałam sobie sprawę. Ta świadomość
jedynie bardziej umocniła mój upór.
- Jesteście jego
marionetkami, za to nie byle jakimi - mruknął, przerywając ciszę. - Oboje
specjalizujecie się w genjutsu z jednym, małym niuansem was różniącym. -
Popatrzył na nas z fałszywie dumnym uśmiechem. - Usui je stwarza, a Sheeiren z
nich ucieka. - Wzruszył ramionami, grając beztroskiego. - Ta misja będzie dla
ciebie ciekawym doświadczeniem, Imai. - Poczułam na plecach zimny dreszcz, gdy skierował
się personalnie do mnie. - Napotkasz w swoim krótkim życiu iluzję, z której nie
będziesz w stanie się uwolnić. - Ostatnie słowa zamienił w przedłużony syk,
który dodatkowo wzmógł moje napięcie. - Chciałbym zobaczyć twoją zirytowaną
minę, kiedy okaże się, że nie jesteś tak dobrym uciekinierem, jak ci się
wydawało - powiedział butnie, po czym rzucił w naszą stronę zwoje. - Podejdźcie
do biurka i połóżcie swoje dłonie w wyznaczonych do tego miejscach.
Oboje wstaliśmy i
zbliżyliśmy się do stolika, na którym leżały dwa, puste pergaminy. Na jednym
wypisane zostało moje nazwisko, na drugim, Usuia. Spojrzeliśmy po sobie, po
czym w tym samym momencie dotknęliśmy papieru. Po mojej ręce przeszedł nawet
przyjemny prąd, a gdy zabrałam dłoń, zobaczyłam tam jej odcisk na tle warunków
umowy, które wcześniej nie zostały tam umieszczone. To takie typowe… Kazał
położyć rękę na pustej kartce, a jej zawartość ukazała się dopiero po
zawiązaniu transakcji. Przebiegły, oślizgły typ.
- Pozwólcie być mi
troszkę przywiązanym do symboli. - Popatrzyłam na Orochimaru, który zbliżył się
do mnie. W jednej jego dłoni znajdowało się zwykłe kunai, druga świeciła
pustkami. W gotowości czekałam na jego ruch, który okazał się przekreśleniem
nuty na blaszanej powierzchni opaski. Zacisnęłam usta, gdy w powietrzu rozległ
się pisk. Usuia spotkał ten sam los.
Sannin podszedł do szafy
stojącej daleko pod ścianą, zostawiając nas obok Uchihy, który wlepiał we mnie
swój beznamiętny i wyprany z emocji wzrok. Stałam nieugięcie, nie patrząc nawet
na skrawek jego ubrania. Musiałam wytrzymać.
- Karima, możesz odejść.
Imai, pozwól na chwilę.
Usui szybko odwrócił się
do wyjścia, a ja ledwo widocznie zagryzłam dolną wargę.
- Niech idzie - odezwał
się Itachi, co zaskoczyło samego Orochimaru.
- Chcę zamienić z nią
słowo. Och, Itachi. Nie przejmuj się - odparł z udawaną troską. - Nic jej
nie zrobię, bo co zrobić miałem, to już zrobiłem. - Uśmiechnął się przez
pryzmat kpiny, lecz Uchiha nie ruszył się nawet o krok.
- Zostaw tę sprawę mnie.
Sam to z nią załatwię.
Ich głosy diametralnie
się od siebie różniły. Ton Sannina kipiał od emocji - fałszywych, to
prawda, lecz dało się je wyczuć. Natomiast ton Itachiego był oschły i
bezbarwny, odpychający wszystkich dookoła. Orochimaru zapraszał do swojej gry,
przyciągał do siebie ludzi, aby czerpać satysfakcję z ich zdezorientowania a
potem cierpienia, na co Uchiha robił dokładnie to samo, tyle, że odwrotnie.
- Co ja tu widzę? - spytał przebiegle Sannin. - Czyżby zainteresowanie? Chyba dobrze wybrałem,
nieprawdaż, Itachi-san?
- Niech idzie -
powtórzył, a ja usłyszałam dźwięk zamykanych wrót, którymi właśnie wyszedł
Usui. Znajdowaliśmy się w ciemności przetykanej słabym światłem pochodni.
Byliśmy pod ziemią, więc okna nie wchodziły w rachubę. Pomieszczenie
miało dość spore rozmiary, przez co dobrze niosło się po nim echo, powielające
ten dźwięk stanowczo za wiele razy.
- Hmmm. Już czuję, że
będzie ciekawie - powiedział z zainteresowaniem, głośno zamykając książkę,
którą właśnie miał w dłoniach. - Imai, bądź wdzięczna swojemu wybawcy, bo gdyby
nie ta misja, jutro zostałabyś skierowana na nowe eksperymenty - mruknął
zadowolony, siadając za biurkiem. Miałam ogromną ochotę zacisnąć pięści, jednak
nie chciałam karmić go dodatkową satysfakcją.
- Niech idzie. -
Zauważyłam, że Itachi lubił się powtarzać. Ewentualnie sądził, że te same słowa
za którymś razem dadzą pożądany rezultat. Może rzeczywiście coś w tym było,
jednak Sannin całkowicie go ignorował.
- Tutaj masz projekt,
który idealnie nadaje się dla twojej krwi. Wiesz, co to oznacza? - Oparł brodę
na jednej ręce, intensywnie się we mnie wpatrując. Wzięłam głęboki oddech,
mający chociaż troszkę zahamować mój gniew. - Twojemu tatusiowi szykuje się
nowa rozrywka.
Miałam ochotę ugryźć się
w język, ale to też byłoby za wiele. Musiałam to jedynie przeczekać, przecież
on specjalnie mnie prowokował.
- Wszystko powiem jej w
odpowiednim momencie, niech idzie. - Uchiha urozmaicił swoją wypowiedź o kilka
dodatkowych słów, co chyba bardziej trafiło do Sannina, bo ograniczył się do tylko
jednej konkluzji.
- Oznacza to, że musisz
wykonać tę misję bezbłędnie, będąc idealnym wzorem posłusznego podwładnego, bo
jeśli tak się nie stanie, a Itachi doniesie mi o czymkolwiek, nie tylko twój
tatuś pożegna się z żywotem. - Wstał, obchodząc biurko, znów się do nas
zbliżając. - I nie martw się, twój blond przyjaciel też ma w tym swój interes,
choć na razie do końca nie wie, jaki. Możesz odejść.
Całą siłą woli skinęłam
głową, sztywno zmierzając do drzwi.
- Ach! I zapomniałbym. -
Zatrzymałam się. - Przypilnuj dzisiejszego transportu.
Oboje odprowadzali mnie
wzrokiem do momentu, kiedy nie przeszłam przez żelazne wrota. Minęłam
strażników na holu, pojawiając się po chwili w sali z celami. Drzwi na zewnątrz
wydawały się być dla mnie zbawieniem, a kiedy rzeczywiście pojawiłam się na
powierzchni, a moją twarz dosięgły promienie słońca, miałam ochotę rzucić to
wszystko w cholerę i zniknąć.
Kolejne groźby, kolejne
warunki i kolejne sprzeczki, dla których nie miałam wystarczających argumentów,
aby się bronić. Niby co mogłam powiedzieć Orochimaru, aby nie torturował mojego
ojca? No co? Że tak nie wolno? Że to niehumanitarne? On nie znał wartości
ludzkiego życia, więc jakim cudem miał je szanować?
- Sheeiren, tutaj! -
Odwróciłam się w lewo, gdzie w swoich zwyczajowych strojach stali Dosu oraz
Zaku. Tamując wszystkie możliwe negatywne emocje podeszłam do nich, stając
obok.
- Dziś transport jest
nasz. - Zaku włożył ręce w kieszenie i zaczął iść. Dołączyliśmy do niego od
razu.
- Do tego ma przyjechać
wcześniej - mruknął Dosu.
- Trzeba to odbębnić i
tyle - powiedziałam, kopiąc przypadkowy kamyk. Nadal trzymałam w ręce zwój od
Orochimaru, jednak na razie żaden z chłopaków nie zwrócił na niego uwagi.
- Miałeś już dziś jakieś
donosy? - spytał Dosu, na co Zaku uśmiechnął się jednoznacznie w moją stronę.
- Idziesz obok
największej kryminalistki tej nocy.
- Daruj sobie -
fuknęłam.
- Ma czelność być
członkinią… jak to było? Stowarzyszenia Wyzwolonych Kobiet?
Szliśmy, gadając o
niczym. Przewinął się standardowo temat pogody, a nasz pozornie dobry humor
zniknął, gdy stanęliśmy w bramie dzielnicy Widma. Okalający ją drut kolczasty
zawsze przyprawiał mnie o ciarki, a w terminie transportu to wrażenie się
potęgowało, dokładnie tak, jak teraz.
- Ile mamy jeszcze
czasu?
- Zaraz wyjdą zza
tamtych drzew. - Zaku wskazał na niewykarczowaną część lasu, gdzie zaczęli
pojawiać się pierwsi ludzie.
- Nie męczą was czasem
wyrzuty sumienia? - spytałam, nie kierując tego pytania tak naprawdę do żadnego
z nich. Ten niewygodny temat zawisł w powietrzu i nikt nie czuł się w
obowiązku, aby go podjąć. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Czasem - odparł Zaku,
na co Dosu spojrzał na niego szybko. Ja również nie omieszkałam tego zrobić, bo
to niecodzienność, aby jeden z głównych strażników więziennych mówił takie
rzeczy. Normalnie przez coś takiego zostałby skazany na pośmiewisko, jednak
widocznie ufał nam na tyle, że zdecydował się minimalnie otworzyć, dać upust
swojemu człowieczeństwu. Mnie też mdliło w środku na myśl, że Usui pewnie z
powodu związanego ze mną został wysłany na tę misję.
- Ty tak poważnie? - rzucił kontrolnie Dosu.
- Nie kłamcie, że was to
nie dotyczy - powiedział butnie pewny siebie, przygaszony jednak przez wagę
rozmowy.
- Tego nikt nie
powiedział. - Oparłam się plecami o bramę, zakładając ręce na piersi.
- Nie męczy was ta
wiedza? Ta świadomość tego, że oni idą na śmierć?
- To nie czas na takie
wyznania - uciął Dosu, który najwyraźniej również w jakimś stopniu się przejął.
Spojrzałam na
nadchodzących nowych. Było ich około stu pięćdziesięciu osób. Nieśli ze
sobą bagaże, a nawet widziałam ojca z dzieckiem na baranach. Poczułam wtedy
specyficzne ukłucie chęci, na zabranie ich z tego piekła, z którym się tu
spotkają.
Oczywiście nie szli
wolno. Krążyła wokół nich grupa strażników z przewodnikiem na czele, którego
poznałam od razu.
- Mieć jego za
przewodnika, to naprawdę wielki pech - warknęłam, patrząc, jak Kidomaru z
uśmiechem opowiadana nowym o wiosce. Jak kłamie im prosto w oczy,
ubawiony ich szczerymi słowami zachwytu. Zwykła kanalia.
- Coś musi w tym być -
odparł Zaku.
Rozejrzałam się dookoła,
zauważając kilku przypadkowych przechodniów, którzy odwracali wzrok od
nadchodzącej grupy. Oni wiedzieli. Wiedzieli, że wszyscy, którzy właśnie szli
do Widma zginą, a nie powiedzieli im o tym tylko z powodu kary śmierci. Bycie pierwotnym
wcale nie jest takie kolorowe, jak mogłoby się wydawać.
Dosu rozejrzał się i
nachylił w naszą stronę, aby nikt nie mógł nas usłyszeć.
- Słyszałem od laborków,
że Orochimaru źle się trzyma i jak dobrze pójdzie, to niedługo zdechnie -
szepnął, a ja oblizałam usta, jak to on miał w zwyczaju. Chciałam jednak
wierzyć w to, że robiłam to bardziej subtelnie.
- Niech zdycha -
warknęłam, na co Zaku spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem.
- Mógłbym cię za to zamknąć.
- Czep się - rzuciłam, a
on zaśmiał się lekko. - Teraz, to w sumie jestem tylko pod zwierzchnictwem
Uchihy. - Spojrzeli na mnie zdziwieni. - Patrzcie i podziwiajcie. - Ustawiłam
się prawym ramieniem przodem do nich, aby zobaczyli moją skreśloną blaszkę.
- Pani wybaczy. - Zaku
skłonił się lekko, a ja uśmiechnęłam się w zamian za tą małą dawkę humoru. -
Teraz to nie ma to, tamto. - Wzruszył ramionami. - Pani sobie czegoś życzy?
- Daj spokój - skarcił
go Dosu, choć również na jego ustach błąkał się uśmiech.
- Jak myślicie? Zdążą
przeżyć? - Wskazałam głową na nowych, jednak oni zaprzeczyli.
- Aż tak szybko nie
zdechnie.
- Zresztą, teraz
wyszłoby to na niekorzyść.
- To znaczy? -
Spojrzałam na nich z powątpieniem.
- Nie ma kto objąć
władzy, zapanowałby chaos.
- Cisza - uciszył nas
Dosu, bo grupa była już dość blisko.
- A to jest wasza
dzielnica! - Kidomaru wskazał na Widmo, a ja usłyszałam odgłosy zachwytu.
- Och, ale super.
- Widzisz, kochanie?
Będziemy mieć dach nad głową!
- Wreszcie jakaś ostoja!
- Tatusiu, a dlaczego tu
jest drut? - Kilkuletnia dziewczynka trzymająca tatę za rękę, wystawiła palec
do góry, lecz Kidomaru zdążył uprzedzić jej rodzica.
- Nie potraficie się
bronić, a przecież wioska leży głęboko w lesie. Jak obronicie się przed dzikimi
zwierzętami? - Uśmiechnął się do niej, a ona odwdzięczyła się mu tym
samym. Uspokoił tym tłum, który zaczął coś podejrzewać.
- Jeżeli wasz czcigodny
wybawiciel zdąży, zawita w wasze progi, aby osobiście się z wami przywitać. -
Ukłonił się lekko, podkreślając wagę stanowiska Orochimaru, a ja miałam ogromną
ochotę wgnieść go w ziemię. Kiedyś sama słyszałam prawie identyczną przemowę.
- Przejmujemy ich. -
Zaku podszedł go Kidomaru, na co ten jedynie spojrzał na niego z wyższością.
- Opiekujcie się nimi dobrze,
zasłużyli na to.
Miałam ogromną ochotę
splunąć mu w twarz. Już nie pierwszy raz doszłam do wniosku, że należałam do
ludzi, którzy mieli dość sporo wrogów. To wszystko dlatego, że mimo szczerych
chęci, z wieloma osobami po prostu nie potrafiłam dojść do konsensusu z powodu
ich charakteru. Kidomaru zaliczał się właśnie do tej kategorii, której nie
potrafiłam zdzierżyć.
- Dobrze, że ty nie
zasłuży… - Karcący wzrok Dosu szybko ukrócił moje pełne frustracji, ciche
warknięcie. Musiałam się skupić, profesjonalizm wymagał klasy.
- Witajcie w swym nowym
domu, Wiosce Dźwięku. - Zaczął Zaku, skupiając na sobie uwagę tłumu. - Nazywam
się Zaku, to jest Sheeiren, a to Dosu. Dziś będziemy waszymi opiekunami, którzy
zaprowadzą was do właściwych mieszkań. - Wepchnęłam zwój Orochimaru do tylnej
kieszeni spodni, aby bez problemu odebrać rozpiskę.
- Wszyscy, którzy mają
na opaskach napis “Sektor 1” ,
proszę ustawić się tu! - Wskazałam na miejsce niedaleko, odebrawszy kartki od
Zaku. Podążyłam tam, a wybrani ludzi zaraz za mną. Poczekałam, aż spokojnie się
ustawią. Stanęłam w tym czasie w rozkroku, splotłam ręce za plecami,
spoglądając po tłumie.
No, Shee. Czas wyłączyć
emocje.
- Zostaliście wybrani
spośród wielu, aby móc mieszkać w Otogakure. Dostaniecie tu schronienie i
pożywienie. - Wszyscy wpatrywali się we mnie z nadzieją, głodem wiedzy na temat
ich przyszłości. W tym momencie zagryzłam sobie język, aby jakoś zahamować
wyrzuty sumienia. Słyszałam, jak w tle Zaku i Dosu wygłaszali podobne przemowy,
a do mnie znów, po raz enty dotarło, że stałam się wykształconym kłamcą z
wieloletnim doświadczeniem. Gdy nowi dowiedzą się, co się święci,
znienawidzą mnie, wrzucą do jednego worka z Kidomaru i wcale nie będą się
zastanawiali nad moimi intencjami.
Cisza trwała już dość długo,
jednak ja nie mogłam się przełamać. Popatrzyłam w te smutne twarze, stojąc
kiedyś po drugiej stronie barykady, też będąc skazaną na śmierć, z której cudem
udało mi się wykaraskać.
- Ten dzień będzie
przełomowy - powiedziałam, wpatrując się przed siebie w jeden punkt. Opiszę im
słowami to, co ich czeka, lecz i tak żaden z nich nie zorientuje się, co tam
naprawdę chciałabym im przekazać. - Dostaliście właśnie nowe życie, które z
pewnością nie wszystkim się spodoba. - Dalej, Shee. Uświadom ich, chociaż trochę.
Zmyj z siebie tę krztę winy. - Nie jest to wasz wymarzony świat, nikt również
nie będzie was za nic nagradzał. W zamian za to wszystko zostaliście
zobligowani, aby zapłacić za to ży…
- Wystarczy, Imai. -
Odwróciłam głowę w stroną, skąd dobiegł mnie wężowaty głos Orochimaru.
Przełknęłam ślinę. - Ktoś chce z tobą porozmawiać. - Uchiha stał za nim jak
drugi, lecz wyższy i lepiej zbudowany cień. W głębi duszy zaskoczył mnie jego
widok. Czego ktoś taki jak Itachi szukał przy transporcie?
- Hai - mruknęłam,
kiwnąwszy głową.
- Dosu, Zaku! - krzyknął, a oni odwrócili się w jego stronę. - Macie zająć się transportem
Sheeiren.
- Ja mogę to zrobić,
Orochimaru-sama. - Kidomaru skłonił się, na co Sannin machnął ręką.
- Dobrze, przejmij jej
sektor.
Kidomaru podszedł do
mnie z fałszywym uśmiechem, wyciągając rękę. Kulturalnie podałam mu papiery, a
on odebrał je usatysfakcjonowany.
- Uchiha - wyszeptałam
najsubtelniej jak tylko się dało. Zobaczyłam błysk gniewu w jego oczach, po czym
ruszyłam w stronę Orochimaru.
- Zapomniałbym! -
Zakaszlał, a gdy się uspokoił, spojrzał na tłum. - Jako władca tej osady,
chciałbym was gorąco powitać!
Przewróciłam oczami,
stając obok niego. Sannin jednak nie zwracał na mnie uwagi, a Uchiha odszedł
kilka kroków. Nie mając innego pomysłu, podeszłam do niego.
Stał nieruchomo,
wpatrując się w nowych.
I co, Itachi? Pewnie
rozpiera cię mroczne poczucie sukcesu, kiedy patrzysz na te ofiary, co? Ty
wiesz, wiesz, że oni zginą i jesteś tak samo słaby jak ja, bo nic z tym nie
robisz. A może nie robisz, bo nie chcesz? Może podoba ci się ten widok? Może po
prostu lubisz, jak inni cierpią?
- Jesteś zwolniona z
rozkazów Orochimaru, a zobowiązana do moich, więc masz iść do domu i
przygotować się do drogi. - Miałam ochotę rozdziawić buzię. Czy on się właśnie
nade mną litował? Niech go szlag.
- Dam sobie radę. Jestem
w stanie wykonywać swoje obowiązki - odparłam, prostując się.
- Ale Usui Karima już
nie. - Ledwo widocznie rozszerzyłam oczy. - Postaw go do pionu i dopilnuj. Nie
chcę mieć problemów podczas podróży.
- Tak jest -
powiedziałam, bijąc się z myślami.
- Ma przeczytać zwój. -
Wbiłam wzrok w ziemię, marszcząc brwi. - Odejdź. - Rozluźniłam się, skinęłam
głową i ruszyłam w stronę domu. - Sheeiren. - Odwróciłam się przez ramię,
spoglądając na jego klatkę piersiową. - Stań na wysokości zadania. - Uniósł do
góry nadgarstek z bransoletką. - To zobowiązuje.
***
Witajcie.
Shee by Akemii Nikiro |
Z początku od razu przeproszę, za tak długą przerwę między notkami. Nie miałam za bardzo czasu, a w międzyczasie prowadzę jeszcze inne blogi i staram się pisać książkę, co stanowczo zajmuje mnie w dość dużym stopniu. Mam nadzieję, że ten rozdział przypadł wam do gustu, szczególnie początek i sam koniec.
Itachi dziś trochę więcej się nagadał ;]
Dostałam dwa prezenty od Akemii.
Proszę go nawet udostępniać ;]
Drugi to obrazek, który widnieje po prawej.
Do następnej!
Nie wiem, czy komentarz został dodany - przeglądarka coś mi tutaj szwankuje. Dziękuję za komentarz u mnie. Mój szablon wykonała bleachowa z szabloniarni Panda Designs, link jest u mnie na blogu. A teraz zabieram się za nadrabianie u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Witam ;]
UsuńBleachowa niestety ma zablokowaną kolejkę i musiałam szukać dalej ><
Nie mam pojęcia, dlaczego aktywność na Kesshi leży i kwiczy. Na innych twoich blogach też cisza...
OdpowiedzUsuńLudzie to okropni ignoranci. Ale może to przez te wakacje?
Rozdział był naprawdę dobry.
Podoba mi się ta zimna nienawiść Imai do Itachiego. Jest taka... inna, jeśli wiesz, o co mi chodzi :D
Orochimaru to jednak dupek. Niema to jak robienie ludziom nadziei na lepszy dom, żeby zaraz potem wszystkich ich przerobić na konserwy .-.
Imai x Shisui powiadasz... Ciekawe.
Ogólnie całe Kesshi robi się coraz ciekawsze.
Na początku myślałam, że będzie to coś w stylu pustego romansiku jakich pełno w internetach. Ale jakoś tak po tym trajlerze dotarło do mnie, że przecież Ty nie mogłabyś napisać czegoś pustego.
Akemii się postarała. To dzięki niej mam teraz bardziej przejrzysty obraz tego, co tu planujesz. Postaram się jakoś pokazać innym, że to tu jest naprawdę super, ale może być ciężko, bo do mnie też mało kto zagląda.
Tak więc miłej zabawy na Woodstoku (pozdrów koniecznie Nikiro ;]), więcej komentujących i zwyczajowo - dużo weny :)
Pozdrawiam,
Me
Wiesz, to jest tak. Słaby blog, słaby odzew ._.
UsuńTo jasne jak słońce, że Orochimaru to dupek xd
Serio myślałaś, że napiszę pusty romansik? DZIĘKI.
Akemii nawet jak się nie stara, to świetnie jej to wychodzi, także wiesz xD
Pozdrowienia przekazane :>
Dziękuję!
Czeeeeśśćć Shee!
OdpowiedzUsuńJuż drugi rozdział! Ah:)
Osiem lat?
Imai nie będzie mu patrzeć w oczy? To szalenie trudne.. to po twarzy zazwyczaj obserwuje się ludzi.. wiem, że boi się wpaść w genjutsu ale spojrzy mu w oczy, prawda? Zrobi to;d
Ona go znała.. to Imai'owie mieszkali wcześniej w Konoha? To.. to w jaki sposób pojawili się u Oro? (Kurka, nie doczytałam gdzieś? Czy to się będzie wyjaśniało?;d) Chociaż.. wykonać misję? Szpiegowała?( oh, padło to później " Nie pochodziłam z Konohy", no okey;d)
Pfff, Itachi, kobiet się nie bije! Nawet kwiatkiem;d
Uwielbiam tych inteligentnych!♥
Jestem zaintrygowana. Jaka misja? Czemu Ona stacjonowała w Liściu? Co konkretnie zaszło między nią a Shisui? Ja chce to wiedzieć, no!;d Cholera, te pierwsze miłości!
O, Dyara! :d (I Yamura ;d)
Jestem dumna z Twojego Orochimaru, jest taki okrutny i przebiegły.
Właściwie w jaki sposób Ci ludzie pojawiają się w Wiosce? Skąd oni ich zbierają?
Czyli ta bransoletka musi być ważna! Więcej informacji o Shisiu, poproszę. Z drugiej strony, skąd właściwie pomysł, że akuratnie On?
I co teraz? Jak potoczy się ich misja? Czekam na trzecią część:)
Weeeeny! :*
Masz, patrz co znalazłaaam!
- Shisui i Sheeiren, tak: http://lailamon.deviantart.com/art/Ayumi-and-Shisui-254047834
- http://sandfreak.deviantart.com/art/Itachi-II-12519712
- http://alderion-al.deviantart.com/art/ItaAyu-R-215878931
- http://lailamon.deviantart.com/art/Shisui-hair-254048170
♥
(Ah, ah książka Shee!)
Co mi przypadło do gustu? Zdecydowanie końcówka.
Tak, to szalenie trudne, ale Imai nie da rady? :D
UsuńMyślę, że doczytałaś wszystko co mogłaś, a reszta mieści się w mojej głowie xd Powiedz Itachiemu prosto w twarz, że powinien brzydzić się przemocą. No powiedz mu to, czekam XD
Udało mi się kogoś zainteresować. Sheeiren vs rzeczywistość 1:0!
Yey, yey Yamura, ale... to się kiedyś jeszcze wyjaśni :D
Hm, okej. To jeszcze trochę opiszę transport dla wyjaśnienia.
Yhyym, jest bardzo ważna.
Obrazki <3 wiesz, że je kocham i są moją weną :3
Zaraz mailem ci kilka podeślę, to dopiero zobaczysz pocisk :>
"Banicja" na razie stanęła na jednym rozdziale ><
Zobaczymy, kiedy ruszy xd
Bajos :D
Komentuję! I wcale nie spóźniłam się jakoś specjalnie długo xD liczę, że to docenisz xD okej, bez zbędnych pierdów, pozwolę sobie przejść do rzeczy :D
OdpowiedzUsuńPrzeżyłam szok w czasie czytania tego rozdziału i nie, nie mam na myśli tego, że Itachi strasznie dużo gadał, co jest dla niego dosyć nietypowe :P tylko, że akurat Ty wykreowałaś go na brutalnego chama xD no weź, pchnął Shee na ścianę, krzyczy po niej, ciągnie ją za włosy – i takie rzeczy nie dzieją się w łóżku! – masakra, brutal :O i teraz wiemy w jakim typie faceta gustujesz xD ale naprawdę… cicha woda brzegi rwie xD no nie wiem co powiedzieć… najwidoczniej bransoletka Shisuiego tak na niego zadziałała. Zazdrość? SOOO GAAAAAAY XD nie no, bądźmy poważni :] w końcu to najlepszy przyjaciel Itachiego, a nie wiedział, ze miał dziewczynę… podoba mi się ta więź jaką połączyłaś Shisu i Shee ;) jakoś tak ładnie ich przedstawiłaś, mnie się podobało ;)
Wspólna misja z Usuim, nie wiem no, wydaje się taką ciapą… frajerem xD no, ale zobaczymy co z tego wyniknie :) widać bardzo szybko się załamuje, skoro Itaś nawet ma go za uporczywy bagaż… znaczy na pewno ma jakąś większą rolę w opowiadaniu, ale nie ukrywam, że wkurza mnie to jego wycofanie :P no, ale na razie nie będę go oceniać xD Orochimaru się wycwanił, dopiero po popisaniu ujawnił zapiski tego paktu, no cóż i tak go nie czytali xD tak jak podpisywanie licencji przy pisaniu gier xD po prostu akceptujemy xD
No i to oprowadzanie nowych po barakach… hm chyba tak mniej więcej czuli się ci co prowadzili żydów w obozach koncentracyjnych. No fajnie, że ich chociaż rusza sumienie – to niewielki krok, ale dosyć znaczący i Sheeiren chciała uświadomić grupę o ich teraźniejszym życiu, ale ja chyba jestem bystrą osobą xD i widziałabym w tym coś podejrzanego, no ale niestety jej ogłoszenie zostało przerwane i zastąpił ją ten lizodup Kidomaru xP jezu, takich to bym za jaja powiesiła xD
Tyle ode mnie :D czekam na next :D
Życzę dużo weny, czasu, ochoty i przyjemności z pisania! ;)
Pozdrawiam ;*
Właśnie widzę, że jesteś prawie na czas i nie mogę się nadziwić xD
UsuńHoney, kim innym powinien być, jak nie brutalnym chamem? xd
To nie zazdrość, zboczeńcu XDD
Usui was jeszcze wszystkich zaskoczy, daję słowo xd
Masz rację z tymi licencjami. Było dokładnie w ten sposób xd
Coś w guście Żydów, szczerze ci powiem. Najbystrzejszą, kochana <3
W już raz kogoś powiesiłam za jaja, na Captivitas. Jak lubisz takie klimaty, zapraszam xD
Do napisania :>
Mam nadzieje, że napiszesz niedługo kolejny rozdział. To opowiadanie na prawdę zapowiada się na coś świetnego! :3
OdpowiedzUsuńItachi jest tu nie do poznania. Nie dziwie się, że Shee nienawidzi go. Ale pewnie niedługo się to zmieni i będą się kochać <33 Ale dobra dobra to dopiero drugi rozdział, więc poczekamy sobie na tą romantyczną część xd
Tak na marginesie to też zaczęłam czytać twój blog "Karuzela rozkręciła się coś tam coś tam" xd I mimo, że tam jest Sakura to miło mi się czyta i jak nadrobię wszystkie rozdziały to zobaczysz też tam mój komentarz c:
Pozdrawiam :*
Twoje zgłoszenie zostało zaakceptowane i pomyślnie opublikowane. Bardzo dziękuję za dołączenie swojego bloga do Lapidarium Narutowskiego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów! :)
Trafiłam do Ciebie przypadkiem, no powiem, że już 1 notka zrobiła na mnie wrażenie... Nie dość, że bohaterka, szablon to i historia jest mroczna! Czytając notki, po prostu przed oczami mam tę wioskę Dźwięku i tych wszystkich ludzi umierających w celach... Straszne ;-; To nie zmienia faktu, że mi to odpowiada, historia jest całkowicie odmienna od reszty :) Itachi taki zimny, brutalny, podoba mi się taka wizja jego osoby. Bohaterka nie gorsza, tyle w niej nienawiści, że aż kipi! Ale jej posłuszeństwo i uległość w stosunku do Orochimaru, aż ciarki mnie przechodzą.... Jednak najbardziej ciekawi mnie ta misja, ciekawe czy podejście Imai się zmieni do Uchiha, z niecierpliwością czekam na kolejne notki! Oczywiście dodaję do ulubionych i zostanę u Ciebie na dłużej! W wolnej chwili zapraszam również do siebie http://tajemnice-przeszlosci.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuń