III Kesshite ni satsujin-shadearu koto

Aby nigdy nie stać się mordercą

 „Kto pod kim dołki kopie sam w nie wpada.” ~ rosyjskie przysłowie
Ruszyłam szybkim krokiem jak najdalej od miejsca przekazania transportu, chcąc natychmiast opuścić jego teren. Mogłam usprawiedliwiać się litością wobec nowych, czy wyrzutami sumienia, ale… jedyną osobą, której nie potrafiłam oszukać, byłam ja sama i z bólem musiałam przyznać, że uciekałam przed Uchihą, przed niczym innym. Choć może „ucieczka”, to złe określenie, stawiałoby mnie w świetle słabeusza. Może bardziej pasowałaby „troska o Usuia”?
Nadal biłam się z myślami, próbując znaleźć sensowny powód przyznania mu tej misji. Orochimaru miał wystarczającą ilość kandydatów, aby spokojnie wybierać. Mimo szczerej sympatii, Usui nie nadawał się do takiego przedsięwzięcia. Od rzucania genjutsu był sam Itachi, który nie ukrywając robił to po mistrzowsku. Po co więc jeszcze Karima do tego wszystkiego?
Wyszłam z Widma, kierując się na teren Azakeri, gdzie oboje mieszkaliśmy. Jego dom znajdował się gdzieś w połowie rzędu po lewej stronie. Dzielił go z Ayashem i Sierrą – parą, która na chwilę obecną znajdowała się na terenie Kraju Piasku, wykonując zlecone przez Sannina zadanie.
Weszłam na główną i jedyną ulicę mojej dzielnicy, zauważając jednego z poddanych Itachiego, opierającego się o posąg węża, postawiony przy bramie. Miał wzrok wlepiony w uklepaną ziemię i ręce splecione na piersiach. Teraz w świetle słonecznym przenikającym przez korony drzew, mogłam przyjrzeć mu się dokładnie. Jego brązowe włosy okalały smukłą twarz, teraz jakby zasmuconą. Potężnej postury mężczyzna nie pasował mi do tego widoku.
- Nie śpij, zwiedzaj – rzuciłam, wymijając go.
Kątem oka widziałam, jak unosi głowę, jednak minęłam go, tracąc go z widoku.
- Zaczekaj. – Zatrzymałam się, odwracając przez ramię. Ten na to wyprostował się, ruszając w moim kierunku. – Sheeiren Imai, tak? – spytał, będąc obok, a ja ponowiłam marsz.
- We własnej osobie. – Skinęłam głową, a on przeczesał dłonią włosy.
- Yamura Ache. Słuchaj, musisz coś wiedzieć – powiedział, a ja spojrzałam się na niego z ukosa.
- Chcesz dać mi radę?
- Raczej ostrzeżenie.
Okeeej, to zabrzmiało groźnie. Mniej więcej wiedziałam, czego spodziewać się po Itachim, jednak z kolegą obok jeszcze nie miałam okazji się zaznajomić, przez co nie byłam w stanie jasno określić tego, co mogło się zaraz stać.
- Więc?
- Nigdy nie wspominaj o nim przy rodzinie. – Ponownie stanęłam w miejscu, czego on od razu nie zauważył, zatrzymując się kilka kroków dalej.
- A co, jeśli już to zrobiłam?
- Powiedziałaś coś o Sasuke, tak?
- Sasuke jest słabym materiałem na rozmowę z Itachim Uchihą – odparłam gładko, a on popatrzył na mnie z niekrytym dystansem. – Uchiha to coś więcej niż sam, Sasuke.
- Nie no, oczywiście, że tak. – Skinął głową. – Miałem na myśli to, abyś nie wspominała o…
- Shisuim? – zagaiłam.
- Skąd wiedziałaś? – Zmarszczył brwi, napinając mięśnie ramion. Czyżbym aż tak go zdenerwowała?
- Wiem więcej, niż ci się wydaje – mruknęłam spokojnie, ale on nadal nie wydawał się być przekonany.
- Więc wiedz jeszcze jedno. – Zwróciłam twarz ku niemu, spoglądając w tak samo jak włosy brązowe tęczówki. – Nigdy nie będziesz wiedziała więcej niż on.
- Słabo mnie cenisz – mruknęłam, podciągając rękawy bluzy.
- To ty cenisz siebie za bardzo. – Jeden kącik moich ust powędrował do góry w kpiącym półuśmiechu.
- Po prostu wiem, co mogę, a co nie.
- Radzę od dziś przewartościować sobie pewne rzeczy.
- Wiesz z autopsji? – W jego oczach pojawił się błysk zdenerwowania. Wciąż odpierałam jego ataki, robiąc to powoli i bez pośpiechu, w ten sposób jeszcze bardziej go irytując. Był to jednak najlepszy sposób, aby powiedział mi jak najwięcej.
- Może wcale nie jesteś najlepszym wyborem – mruknął pod nosem, lecz ja nie dałam się sprowokować.
- Nie bez powodu wymienia ciebie na mnie. – To były chyba za mocne słowa, bo w chłopaku wyraźnie zawrzało.
- Ciekawe, jak szybko Itachi-sama zetrze ten uśmiech z twojej twarzyczki. Obstawiam maksymalnie dwa dni – warknął, a ja popatrzyłam na niego z wyższością, chcąc umocnić swoją pozycję pyskatej zołzy.
- Już raz próbował, ale mu się wywinęłam. – Machnęłam ręką, wchodząc po schodach prowadzących do domu Usuia.
Gdy stałam już przy drzwiach, usłyszałam jego wołanie.
- Pamiętaj o konsekwencjach! Tylko o to cię proszę! – Zastygłam z dłonią na klamce. „Proszę?”
Nacisnęłam ją, bez słowa pożegnania wchodząc do ciemnego wnętrza.
Kiedy tylko znalazłam się w środku, oparłam się o najbliższą ścianę. Uspokajałam lekko przyspieszony oddech i głośne bicie serca. Spojrzałam w sufit, chcąc jak najszybciej to z siebie wyrzucić. Wypuściłam z siebie całe zgromadzone w płucach powietrze, mając płonną nadzieję, że razem z tym ujdą ze mnie wszystkie negatywne emocje. Nie zanosiło się na to jednak nic, a nic.
Zacisnęłam dłonie w pięści, prostując się. No, Imai. Koniec użalania się.
Ruszyłam po schodach na górę, znając rozmieszczenie pokoi na pamięć, gdyż sama mieszkałam w identycznym budynku. Rolety w oknach były pozasłanianie, przez co ilość otaczającego mnie światła została ograniczona do minimum. Nie przeszkadzało mi to jednak w tym, aby swobodnie dostać się na piętro.
Znalazłszy się na korytarzu, usłyszałam odgłosy szamotaniny. Szybko rzuciłam się w stronę sypialni chłopaka, z rozpędu otwierając drzwi. Uspokoiłam się na widok Usuia walczącego z plecakiem turystycznym, a nie zamaskowanym napastnikiem. Mimo pozornego bezpieczeństwa Karimy zmarszczyłam brwi, podchodząc bliżej.
Był on w takim amoku, że nawet nie zarejestrował mojego pojawienia się obok. Dopiero, gdy złapałam jego dłonie, unieruchamiając je, ten podniósł na mnie rozbiegany wzrok.
- Uspokój się – powiedziałam spokojnie, ale całe jego ciało nadal drżało. – Przejdziemy przez to razem.
- J-ja nie mogę. – Pokręcił głową, wciąż dostając drgawek.
- Możesz, przecież cię nie zostawię.
- To nie o to chodzi. – Ponownie pokręcił głową, tylko tym razem zdecydowanie gwałtowniej. – Obiecałem jej.
- Co jej obiecałeś? – To, że mówił o Rinie nie było wielkim odkryciem. Zawsze gdy zwracał się tym zaimkiem, nie wspominając imienia tej osoby, miał na myśli ją. Zawsze.
- Ja nie mogę złamać tej obietnicy, Shee. – Wyszarpnął dłonie z mojego uścisku, łapiąc się za głowę. – Nie po to tyle lat jej dotrzymywałem.
- Powiedz, o co ci do cholery chodzi – warknęłam, rezygnując z miłej taktyki.
- Nigdzie nie pójdę z Uchihą, dobra?! – wykrzyczał, postępując krok w moją stronę. – Obiecałem jej, że nigdy nie zwiążę się z tym klanem!
- Niby kiedy, co? – rzuciłam wątpliwie. Obie nie miałyśmy styczności z tą rodziną przed jej śmiercią, więc Usui musiał sobie to wszystko ubzdurać.
- Jak konała z ręki wujka Itachiego – wypluł te słowa, mając na twarzy gniewny grymas.
- Patrzyliśmy na jej śmierć, nie było nas obok – powiedziałam, ze wszystkich sił trzymając swoje nerwy w ryzach. – Nie mogła ci nic powiedzieć.
- Ale powiedziała.
- Oświeć mnie.
Chłopak rozluźnił dłonie i zaczął chodzić po pokoju. Stałam w ciszy, czekając aż się uspokoi. Sama też potrzebowałam tej chwili odprężenia. Również musiałam zapanować nad wewnętrznymi demonami, nie dającymi mi ani chwili wytchnienia.
- Jest coś, o czym ci nie powiedziałem.
- Masz trzecią rękę? Nogę? A może drugą głowę? – zakpiłam. – Wybacz, nie zauważyłam.
- To naprawdę nie czas na twój wredny humor, Sheeiren.
- Więc? – Splotłam ręce na piersi, patrząc, jak podchodzi do szafy. Spojrzał na mnie przez ramię, lecz szybko powrócił do przerwanej czynności, a ja zmarszczyłam brwi, podchodząc bliżej niego.
Dotknął dłonią dna szafy, a tam ukazała się skrytka. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Usui wyciągnął stamtąd małą szkatułkę, po czym zabrał rękę, a na jej miejscu ukazało się zwykłe drewno, jakby nic pod nim nie było.
- To jeden z rytów, których przed śmiercią nauczył mnie ojciec – wyjaśnił niechętnie, podchodząc do łóżka.
- Czasem nie mówiłeś, że nie zdążył cię niczego nauczyć?
- Bo nie zdążył, jedynie zaczął. – Uniosłam pytająco brew, domagając się odpowiedzi. – Reszty nauczyłem się z jego zwojów, które tam zostawił. Najpierw jednak sam musiałem rozpracować ryt otwarcia. – Położył pudełeczko na kolanach i zaczął kreślić na nim palcem jakieś symbole niewidoczne dla ludzkiego oka. – Od małego uczył mnie bowiem czegoś innego.
- Jaśniej? – Im dłużej mówił, tym mnie bardziej nękały dziwne obawy.
- Co sądzisz o kumulowaniu chakry i umieszczaniu jej w różnych postaciach?
- To niemożliwe – odparłam. – Tak samo, jak wymiganie się z genjutsu bez tejże chakry.
- Nigdy nie wychylałem się bardziej niż to potrzebne, co chyba zauważyłaś. – Usiadłam obok niego na twardym materacu, wlepiając wzrok w jego drżące dłonie. – Są rzeczy, o których nie wie już nikt prócz mnie, nawet Orochimaru.
- Przejdź do sedna. – Nie lubiłam, gdy ktoś zamiast powiedzieć mi coś wprost, opowiadał historię dziwnej treści. Jeśli to co chciał mi przekazać miało mnie zaboleć, to niech zrobi to szybko.
- Po eksperymentach Orochimaru już nigdy nie byłem taki sam jak wcześniej i nie mam tu na myśli jedynie psychiki i umiejętności, tylko wnętrze.
- Twój zszargany umysł i rany na duszy? – rzuciłam zgryźliwie, a on głośno przełknął ślinę.
- Mój układ krwionośny, a co za tym idzie przepływ chakry w moim ciele został mocno naruszony. Nie jestem w stanie całkowicie jej kontrolować, z czym ukrywałem się przez ostatnie lata.
Zastanowiłam się, lecz nie wyłapałam odzwierciedlenia tego zjawiska w rzeczywistości. Nie zauważyłam nic, co mogłoby potwierdzić jego słowa.
- W moich żyłach powstały zakrzepy, blokujące przepływ, przez co jeśli nie usunę z ciała odpowiedniej ilości chakry w odpowiednim momencie, może mi ona dla przykładu wysadzić rękę. – Spojrzałam na niego zdziwiona. – Albo głowę.
- W jaki sposób pozbywasz się chakry? Tylko na misjach?
- No i tu pojawił się problem. – Otworzył szkatułkę, a ja nachyliłam się, widząc małe buteleczki.
- Czy to…
- To moja chakra magazynowana przez lata.
- Jakim cudem? – Obruszyłam się. – Chakra to energia. Coś, czego nie można zliczyć, ani ujarzmić, przelewając do jakiegoś cholerniego pojemniczka – warknęłam, nie mogąc pojąć tego, co do mnie mówił.
- W księdze ojca znajdował się ryt wolności. – Spojrzał za okno, niespokojnie przygryzając dolną wargę. – W końcu to on razem z matką nałożyć bariery na las.
- To przecież wiem.
- Ale nie wiesz, dlaczego zginęli – odparł szybko, nie wiedząc, czemu kłamał. Przecież znałam odpowiedź.
- Zginęli na misji.
- Orochimaru ich zabił, aby nigdy go nie zdradzili. – Zacisnęłam szczęki, zatrzymując się przed powiedzeniem jednego słowa za dużo.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Powiedzieli mi, tak samo jak Rina.
W sypialni zapanowała niezręczna i pełna napięcia cisza. Nie mogłam swobodnie myśleć, bo Usui dostarczył mi tyle sprzecznych informacji, że już nie wiedziałam którym miałam wierzyć.
- Przed śmiercią ojciec dał mi taką buteleczkę. – Wyjął ze szkatułki jedną. Była malutka. Mierzyła może trzy centymetry, a średnica jej podstawy nie miał nawet centymetra. Najbardziej jednak zdziwiła mnie jej zawartość. – I rozkazał przegryźć ją, gdy tylko „niespodziewanie znikną”, tak to ujął. – Niebieska, przeźroczysta substancja otoczona była szkłem, więc jak… - Chakra od razu neutralizuje szkło. – Uprzedził mnie i westchnął. – Dzięki użyciu wcześniej specjalnego rytu oraz zażyciu tego. – Uniósł jedną do góry. – Dostajesz na krótki okres czasu nadludzkich sił i jesteś w stanie widzieć duszę zmarłego przez dziesięć sekund po jej oddzieleniu się od ciała.
- Dobra bajeczka, dobra. – Pokiwałam głową z fałszywym uznaniem.
- Słowo „nadludzkie”, jest trochę przesadzone – powiedział cicho, bawiąc się palcami. – Po prostu twoja chakra natychmiast się regeneruje, a jej poziom może się nawet podwyższyć.
- Chcesz mi powiedzieć, że masz właśnie w rękach przenośną chakrę, gadasz z duchami i generalnie jesteś ukrytym bossem wszystkich ninja? – roześmiałam się, jednak on mi nie zawtórował. To była prawda?
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale moi rodzice przybyli tu razem z Orochimaru. Nie pochodzili de facto z Dźwięku. – Uspokoiłam się, zmieniając nastawienie do tej historii. – Po Wielkiej Wojnie zostali ostatnimi członkami klanu i spontanicznie postanowili zamieszkać w Oto. Potem urodziłem się ja i zostałem skierowany na eksperymenty Orochimaru.
- Czyli? Przejdź do sedna.
- Ja… - Spuścił wzrok. – Kiedy Rina umarła, to w ciągu tych dziesięciu sekund wymusiła na mnie obietnicę, że nigdy, w żaden sposób nie zwiążę się z Uchiha.
- Jesteś pewien, że nie zaliczyłeś bliskiego spotkania ze ścianą i ci się to nie uroiło?
- Tak, jestem pewien – odparł rozgniewany.
- Powiedzmy, że ci wierzę. – Spojrzałam na niego kontrolnie. – Ale co to wszystko ma znaczyć?
- Ja… Ja po prostu czuję, że umrę.
- To taka przepowiednia jak: dzisiaj w nocy będzie ciemno?
- Shee!
- Co?!
- Ech – westchnął, masując skronie. – Ja ci się zwierzam, a ty mnie zlewasz.
- Powinnam wykazać więcej współczucia?
- Tak, dokładnie. – Wydymałam usta w odpowiedzi. – Ale przejdźmy do rzeczy realnych.
- Czy ty coś sugerujesz?
- Nie…
- Usui!
- No co?
- Sugerujesz?
- Tak, że jesteś jędzą.
- Miałeś rzucać obelgi, nie komplementy.
- A, zamknij się – fuknął, obracając buteleczkę w dłoni.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że ta niebieska ciecz była skumulowaną chakrą. Od zawsze powtarzano mi, że to niemożliwe. Jak można skroplić coś, co nie istnieje jako materia? No jak?
- Te ryty… One mają ogromną moc – powiedział, wciąż wpatrując się w swoje ręce. Głęboko się nad czymś zastanawiał i starannie dobierał słowa. – Naprawdę czuję, że moja śmierć jest blisko i – wskazał na mnie palcem – nie przerywaj mi. – Pokiwałam niechętnie głową. – Cała ta wyprawa z Uchihą mi się nie podoba. To tam się coś stanie i chciałbym, abyś miała tego świadomość.
- No dobra, ale skąd to wszystko?
- Miałaś mi nie przerywać – żachnął się zirytowany.
- Wybacz, wybacz. – Zmrużyłam oczy.
- Te ryty są tak jakby… zdolnością mojego klanu, a z racji, że ja niedługo odejdę, to chciałbym, aby ktoś je odziedziczył.
- Po pierwsze, nie podoba mi się wersja z umieraniem, po drugie…
- Daj mi skończyć, ty cholerna egoistko. – Popatrzył na mnie gniewnie, na co zacisnęłam usta. - Uszanuj to, że chcę ci podarować coś, co ukrywałem przez lata – powiedział przyciszonym głosem, a ja zmiękłam, postanawiając siedzieć cicho. – Kiedy to wszystko znalazłem, z początku nie wiedziałem co z tym robić. Gdyby nie wskazówki pozostawione przez ojca, najprawdopodobniej bym już nie żył.
- Bo? – zapytałam cicho.
- Zakrzepy uniemożliwiłyby przepływ chakry, która gromadząc się w jednym miejscu, rozsadziłaby mi jakąś część ciała.
- Aha – mruknęłam, próbując to wszystko ogarnąć. - Więc mam przed sobą coś, co w dużej ilości rozpirzyłoby całą wioskę?
- Żeby tylko wioskę – sapnął pod nosem, a ja wpadłam w konsternację.
- I co ja mam z tym zrobić?
- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o opuszczeniu genjutsu bez pomocy chakry?
- Trudno zapomnieć to latanie za wysepkami, czy celowanie w znikające cele, bądź skakanie w przepaście, które momentalnie zamieniały się w płaskie powierzchnie – fuknęłam, a on uśmiechnął się lekko.
- W sumie to wiedziałem, co zaradzić, ale tak śmiesznie się denerwowałaś ganiając to wszystko, że nie mogłem się powstrzymać.
- Ty mendo! – Uderzyłam go w ramię. – A ja ci ufałam…
- To teraz słuchaj – powiedział, poważniejąc, a ja nadstawiłam uszu, wyczuwając sensowne informacje.
- Jest pewien ryt, który zmienia iluzję w labirynt.
- Nie no, bomba. – Uniosłam jeden kciuk go góry, a on od razu ukazał mi swoją irytację.
- Słuchaj mnie, do cholery!
- Łohoho. – Machnęłam ręką. – Te dni?
- Zamilcz.
- No dobra.
- Co za baba. – Potrząsnął głową. – Wymaga on ogromnej koncentracji, umiejętności i chakry. Podobno jest trochę niebezpieczny, ale warto zaryzykować.
- To znaczy?
- W księdze ojca nie ma wszystkiego. Po prostu nie jestem wszystkiego pewien.
- Nie masz wrażenia, że właśnie odkrywasz przede mną nowy wymiar umiejętności? – spytałam, a on powoli skinął na potwierdzenie.
- Moi rodzice pochodzą z Wioski Wiru, a jak wiesz, to stamtąd pochodzi też większość pieczęci oraz ludzie z najbardziej stabilnymi ośrodkami chakry. Również taki posiadałem, dopóki do akcji nie wkroczył Orochimaru. Mój ojciec stworzył ryt, który co jakiś czas odsysając nadmiar chakry ratował mi życie.
- Czyli co? W całym świecie ninja tylko ty masz taką umiejętność? – Uniosłam pytająco jedną brew do góry.
- To raczej zdolność i to jeszcze nabyta. – Zapatrzył się w przeciwległą ścianę, a ja siedziałam cicho, chcąc wysłuchać reszty historii. – Prawie każdy może się jej nauczyć, ale nie każdemu będzie to dane.
- Jestem tą wybraną spośród wielu, tak? – Spojrzałam na niego zaczepnie, chcąc wyciągnąć go z przeraźliwej monotonii, w którą przed chwilą wpadł.
- Byłaś jedyną opcją, więc ja bym się zbytnio nie podniecał.
- Tyle przegrać… - Roześmiał się cicho, ale znów od razu spoważniał.
- Sheeiren, to naprawdę grubsza sprawa.
- Wiesz, co do mnie nie dociera? – Zwrócił ku mnie swoje spojrzenie. Szybko je wyłapałam, mając zamiar uważnie patrzeć mu się w oczy, aby wyłapać coś, czego nie pokazałby żadną inną częścią ciała. – To, że właśnie chcesz mi powiedzieć, że masz w rękach potęgę. Wiesz, co znaczy umiejętność skraplania chakry?
- Tak – szepnął cicho.
- Ty się jej boisz – stwierdziłam pewna siebie, a on spuścił wzrok. O nie, nie, kochany.
Pstryknęłam mu przed nosem, a on znów począł na mnie patrzeć.
- Boję się. Gdyby to się dostało w niepowołane ręce…
- Ale nie dostanie.
- Skąd wiesz? – obruszył się.
- Bo na to nie pozwolę, to dość proste.
- Nie wszystko zawsze idzie po twojej myśli, Imai.
- Ale może, Karima.
Zamilkliśmy oboje. Przestaliśmy siłować się na spojrzenia na rzecz powolnego i skrupulatnego myślenia o tym, co właśnie zostało ujawnione. O potędze w tak małej postaci, o tak wielkim znaczeniu.
To był jakiś przełomowy moment, echem odbijający się po moich kościach i całym organizmie, kiedy poczułam, że mogłam posiąść potęgę – potęgę, która miała szanse sprzeciwić się umiejętnościom Uchiha, czyli czemuś, co ułatwiłoby mi życie jak nic innego.
- Chcę się tego nauczyć – stwierdziłam, a on spojrzał na mnie powoli, wciąż bawiąc się jedną buteleczką.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jest to proste?
- Domyślam się – odparłam, a on skinął głową i położył szkatułkę na łóżku. Sam wstał i podszedł do szafy. Wyciągnął stamtąd stary notatnik. Nie była to jedna z legendarnych grubych ksiąg o ciężkich stronicach i zapachy zgnilizny. Gdybym zobaczyła ją po raz pierwszy, określiłabym ją pamiętnikiem.
- To dla mnie trochę trudne, więc wykaż chociaż ociupinkę zrozumienia, okej?
Nadal coś mi tu nie pasowało. Chłopak, z którym spędziłam całe życie, znając go od małego, po tylu latach nie wprost, ale jednak, próbuje mi powiedzieć, że posiada coś, co może zmienić świat? Coś, co każdemu może dać potęgę?
- Ryty to swoiste malunki. Nie myśl jednak, że wystarczy wziąć czarodziejski pędzelek, maznąć kilka kresek i stać się koksem. – Podrapał się po karku. Nigdy nie był dobry w tłumaczeniu. – Musisz połączyć z nimi swoją chakrę. Nie jest to również zwykłe, krótkotrwałe przesłanie jej, jak wygląda to przy przekazaniu jej innej osobie. Rozumiesz?
- Na razie nie, ale mów dalej.
- To ogromna moc, zamknięta w połączeniu umiejętności kontroli, dawkowania i używania mocy. Jeśli dostatecznie dobrze ją skupisz, będziesz w stanie zrobić więcej, niż ci się wydaje.
- Wybacz, że ci przerywam, ale jakim cudem nic o tym wcześniej nie wiedziałam? – spytałam, nie kryjąc lekkiej urazy.
- Już jesteś wystarczająco silna, aby zrobić coś wielkiego. Miałem obawy, że jeśli ci to ci dam, rozniesiesz Dźwięk w zemście albo na zawsze odejdziesz, a po tym, jak umarła Rina i moi rodzice, nie miałem już nikogo.
Uśmiechnęłam się czule, ciesząc się, że miałam go przy sobie. Jedyną osobę, która się o mnie troszczyła.
- Nie gadaj głupot. – Pokazałam mu język, a on odetchnął.
- W każdym razie same symbole nic nie zadziałają. Potrzeba do tego umiejętności, znajomości księgi i pewnego znamienia.
- Czyli?
Odwrócił się i podniósł przydługawe włosy do góry, pokazują mi swój kark, na którym widniał przekreślony znak wiru, którego początek wyłaniał się z jego głowy.
- Czy to…
- Yhym – potwierdził moje domysły, wracając do poprzedniej pozycji.
- Muszę zrobić ci coś takiego, aby ryty poczuły „moc stworzyciela”. Przynajmniej tak nazywał to tata. – Wzruszył ramionami, a ja zagryzłam dolną wargę.
- Okej.
- To zaboli. – Zmarszczył brwi zmartwiony.
- Naprawdę to powiedziałeś? – zaśmiałam się. – Po Widmie już nic mnie nie zaboli.
- Będę musiał ci wypalić to znamię.
- Czym?
- Chakrą. – Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się do niego plecami. Długi kucyk przerzuciłam do przodu, aby nie zasłaniać miejsca na karku.
- Przekazuję ci swoje kakkei genkai. – Chyba się zawahał, a ja zdecydowałam się nie odzywać. – Ale jesteś tego warta.
Poczułam palący ból na skórze. Natychmiast zacisnęłam szczęki, czując, jak strugi krwi szybko wędrują po moich plecach w dół. Doskonale wiedziałam, który elementy znaku właśnie wypalał na moim ciele Usui. Robił to palcem, za pewno używszy wcześniej odpowiedniego rytu.
Ten ból był przyjemny, zwiastował ten przyszły, który bez wątpliwości zbliżał się wielkimi krokami. Niemożliwe było jego uniknięcie, zresztą nawet niepotrzebne. Przeciwnościom trzeba wyjść na przeciw. Tchórzostwo nie było dla mnie.
Warknęłam cicho, gdy Usui przyłożył całą dłoń do pulsującej rany. Szeptał coś po nosem, po czym mocno przyciskając rękę do moich pleców przekręcił ją raz w lewo i dwa razy w prawo.
Usłyszałam jego głęboki wdech i cichy głos.
– Już.
Uniosłam dłoń, dotykając znamienia. Od razu poczułam lepką krew, lecz mimo jej wyczułam wybrzuszenia na skórze.
- Nie chcę, żeby to zabrzmiało, jakbym cię właśnie wcielił do jakiejś sekty, czy coś, ale jesteś teraz odpowiedzialna za to, co ci dałem.
- Dziękuję, naprawdę. – Zignorowałam pieczenie, obracając się, aby spojrzeć mu w oczy.
- To jedyne co miałem. Takie całkowicie swoje. Teraz zostałem z niczym.
- Nadal to masz. – Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. – Tutaj. – Dotknęłam jego piersi, a on położył dłoń na mojej.
- Rana już się zabliźniła, tylko krew pobrudziła ci koszulkę – powiedział, znów biorąc do rąk szkatułkę. – Są różne ryty. Niektóre ochronne, niektóre defensywne. Rozumiem, że interesują cię te drugie.
- Interesują mnie wszystkie.
- Tego się spodziewałem. – Jeden kącik jego ust uniósł się ku górze, potwierdzając słowa.
- Przed wyruszeniem pokażę ci symbole. W sumie to już ci je nawet przerysowałem do innego notatnika, abyś mogła się ich uczyć.
- Czyli wiedziałeś, że się zgodzę.
- Znam cię – odparł, a ciężar który nosił w sobie od początku rozmowy właśnie znikał.
Chłopak wstał i podszedł do drewnianego biurka pod oknem i wyciągnął z szuflady szkicownik.
- Wolne kartki są dla ciebie. Na razie nie wskórasz nic szczególnego, ale bez tego nie ruszymy.
- Słuchaj… - Spojrzałam na swoje palce posklejane lepką krwią. – Jakim cudem Orochimaru tego nie wie?
- Jednak spytałaś – mruknął jakby do siebie, opierając się plecami o ścianę. – Orochimaru w ogóle nie wie o mojej dysfunkcji.
- Jakim cudem?
- Mój ojciec nałożył na mnie coś, co nazwał „wieczną ochroną”. Nigdzie nie ma tego rytu, nie wiem jak go wykonać, ale powiedział mi, że dzięki temu obroni mnie to przed niechcianymi spojrzeniami i pozwoli mi dochować sekretu, jeśli ja sam go nie wydam.
- Usui, to jest potęga. – Rozdzieliłam sklejone palce, patrząc, jak jedna kropla spada na moje nogi.
- Wiem, dlatego bałem się ją ujawniać – odparł cicho.
- To może być kolejną… kategorią walki – powiedziałam, a on przekręcił głowę, patrząc z zaciekawieniem. – Genjutsu, taijutsu, ninjutsu i to.
- Kiepska nazwa – prychnął.
- Ale powiedz mi coś jeszcze. – Uniosłam jedną buteleczkę pod światło, z zafascynowaniem wpatrując się w błękitną ciecz. – Skąd twoi rodzice…
- Mój klan w przeszłości stworzył pierwsze pieczęci. Ogólnie wszystko zaczęło się w Wiosce Wiru. Jednak w pewnym momencie część moich przodków zbuntowała się, uważając, że pieczęcie nie są w stanie w całości oddać potęgi chakry i odkryli ryty. – Zacisnął pięści wyraźnie zdenerwowany. – To była ta buntownicza część klanu Karima. Ta „prawowita” nakazała wybicie tej „buntowniczej”. Tak zginęli wszyscy prócz moich rodziców, którzy zdążyli uciec przed ostatnim starciem. Właśnie wtedy Wioska Wiru obróciła się w pył.
- Ale moment, czy ona…
- Wszystkie inne wersje to brednie, którymi karmi się innych. Ryty zostały praktycznie wymazane z historii mimo, że były potęgą.
- Daj mi ochłonąć.
Powoli próbowałam sobie to jakoś poukładać, ale wciąż wydawało mi się to absurdalne. Czy to możliwe, aby ten chłopak posiadał aż tak ogromną moc?
- Dlaczego nigdy tego nie użyłeś?
- Pomyśl, co zrobiłby ze mną Orochimaru – prychnął. Pokiwałam głową, nadal intensywnie myśląc. – Teraz czas, abym zdradził ci kolejną tajemnicę.
- Jest ich więcej?
- Ta zainteresuje cię szczególnie. – Podszedł do okna i założył ręce na piersi, spoglądać na ulicę. – Jest sposób, aby bez chakry uwolnić się z genjutsu.
- Okeeej. – Zmarszczyłam brwi. – Kontynuuj.
- Umiejętność używania rytów opiera się na przewidzeniu pewnych ewentualnych wyjść oraz logiczną zabawę, wykluczającą niektóre wejścia.
- Chcesz zrobić ze mnie idiotkę, rzucając czymś takim? – zironizowałam, a on przytaknął cicho.
- Chodzi o to, że genjutsu to iluzja, która atakuje twój umysł, a nie ciało. Ryty to coś więcej. Są związane z duszą, dzięki czemu po zastosowaniu odpowiedniego symbolu i wzięcia dodatkowej porcji chakry, jesteś w stanie zobaczyć ducha osoby przez to dziesięć sekund po jej śmierci. Ryty w prawdzie potrzebują fizycznego rysunku, lecz wszystko dzieje się w twojej głowie. Za pierwszym razem, będziesz widziała dziesiątki dróg, każda będzie wydawała się tak samo dobra. Jednak ta właściwa minimalnie będzie się różnić od tych fałszywych.
- Czym?
- Celem. Każda droga prowadzi gdzie indziej, a cel masz tylko jeden.
- Czyli co? Muszę użyć tego, aby móc zrobić cokolwiek? – Wskazałam na buteleczki.
- Nie. To taki jakby dopalacz, który stworzył mój ojciec, żeby uratować mi życie. Powtarzam to chyba trzeci raz. Nadal nie rozumiesz?
- Wybacz, ale to dość trudne, aby przyswoić w krótkim czasie tak niekonwencjonalne informacje – fuknęłam.
- Więc jeszcze raz. – Przeczesał sobie włosy i spojrzał na mnie mądrym wzrokiem. – Aby użyć rytów musisz znać ich symbole, ich przeznaczenie oraz ich „cel”, że tak to nazwę. Dzięki nim potrafisz iluzję przemienić w labirynt, a przy dobrym treningu będziesz wiedziała, którędy iść.
- A to jest tylko… dodatkiem? - Kiwnęłam dłonią na szkatułkę.
- Tak, nauczę cię magazynowania chakry.
- Wooow. – Wyprostowałam się, poprawiając bluzkę. Skóra na moim karku znów została naruszona, dając mi znak, że jednak do końca się nie zagoiła. – Teraz muszę to wszystko przetrawić.
- Jestem za.
- Jesteś cholernie potężnym człowiekiem – powiedziałam głucho, uświadamiając sobie to, co właśnie posiadłam.
- Nie nazwałbym tego tak. – Podrapał się za uchem. Zawsze tak robił, gdy był zawstydzony.
- Uświadom sobie to! – Wstałam, czując jak adrenalina zaczyna opuszczać moje ciało. – Przecież to jest…
- Tak, tak. Potężne. – Machnął ręką, a ja nie mogłam zrozumieć jego ignorancji.
- Czy ona mają jakiej ograniczenia?
- Wszystko je ma. – Puścił mi oczko. – Choć nie. Twoja zołzowatość jej nie ma.
- Masz tupet, Karima – syknęłam, po czym pierwszy raz w życiu rzuciłam mu się na szyję. – Dziękuję.
- Tego się nie spodziewałem – powiedział lekko skrępowany, a ja zaśmiałam się, odsuwając.
- Właśnie wykorzystałeś mój limit czułości na co najmniej dziesięć lat, więc zapamiętaj to dobrze.
- Mam nadzieję, że wiesz, ile ci właśnie ofiarowałem.
- Wiem i doceniam to. – Spuściłam wzrok, nadal układając sobie to wszystko w głowie.
- W takim razie leć się spakować i załatwić ostatnie rzeczy w wiosce. Czuję, że długo nas tu nie będzie.
- Wyganiasz mnie? – Jego twarz rozjaśnił uśmiech, w którym wyczułam wiele ulgi.
- Nie, po prostu chcę, abyś ze wszystkimi zdążyła się pożegnać.
- Ty nie żartujesz z tą śmiercią.
- O tym się nigdy nie żartuje.
Wzięłam notatnik i nacisnęłam klamkę drzwi prowadzących na korytarz.
- Przyjdę do ciebie przed wyruszeniem i pójdziemy tam razem, w porządku?
- Jasne, do zobaczenia – odparłam i ruszyłam do wyjścia.
Mając w głowie kompletną pustkę, nie mogłam sklecić nawet jednej sensownej myśli. Jedynym realnym potwierdzeniem tego co się dowiedziałam i tego, że nie wpadłam w a paranoję było znamię na moim karku, wciąż przypominające mi o swoim istnieniu.
W lekkim transie dotarłam na główną ulicę Azakeri, intuicyjnie kierując się do domu. Szłam przed siebie, myślami podróżując po swojej pamięci, szukając wszystkiego, co zaprzeczało nowościom przedstawionym mi przed Usuia. Nie mogłam przypisać tego do realnego świata. Wiedziałam o istnieniu rytów, bo przecież to one chroniły wioskę, ale nigdy nie pomyślałabym, że Usui mógł mieć z tym coś wspólnego, prócz rodziców, którzy je założyli.
Kiedyś się go o to pytałam, to bez problemu skłamał mi prosto w oczy, oświadczając, że nie ma o niczym pojęcia. A zawsze myślałam, że był kiepskim kłamcą…
Weszłam do domu na sztywnych nogach. Dziewczyn nie było, więc w spokoju poszłam do kuchni, aby umyć ręce z krwi. Woda przyjemnie obmywała moją skórę, a ja z ociąganiem zakręciłam kurek. Oparłam się o zlew, wpatrując się w jego porysowaną powierzchnię, wyobrażając sobie, że każda rysa to droga, o której wspominał Usui.
- Tak wiele ścieżek, tak mało czasu. – Natychmiast odwróciłam się do tyłu, z bijącym sercem wpatrując się w Uchihę stojącego pod ścianą. Przełknęłam ślinę i wyprostowałam się, dodając swojej postawie pewności siebie.
- Coś się stało, Uchiha-sama? – spytałam służbowo, wpatrując się w jego klatkę piersiową. Poziom jego oczu musiał zostać dla mnie nieosiągalny.
- Jak typowani są ludzie, trafiający do transportu? – Nie pokazałam po sobie zaskoczenia, choć było ono ogromne.
- Orochimaru-sama wyszukuje osoby mające z jakiegoś powodu zatargi ze swoimi władcami, po czym podrzuca im pod nos ofertę nie do odrzucenia. Każdy z niej korzysta.
- Co takiego obiecuje?
- Bezpłatne schronienie, posiłki oraz godną pracę. – Nie wiedziałam, dlaczego tak gładko odpowiadałam na jego pytania. Byłam jednak pewna, że atmosfera w pokoju stała się napięta, przynajmniej dla mnie. Czułam się cholernie osaczona w jego towarzystwie. Przytłaczał mnie, a to wszystko podsycała jedynie moja nienawiść.
- Szukam dziewczyny o nazwisku Gin Allayashi. – Szybko poszukałam w pamięci tego imienia, ale nic nie przyszło mi do głowy.
- Nic mi o niej nie wiadomo.
- Masz się dowiedzieć, gdzie jest. Trafiła tu jakieś cztery lata temu. – On nie prosił, ani nie rozmawiał. On wydawał rozkazy. Nawet pytanie w jego wydaniu miało taki właśnie wydźwięk, który z niewiadomego powodu od razu ustawiał mnie do pionu. Musiałam zacząć z tym walczyć.
- Dziś?
- Przecież nie jutro – odparł zimno. Przeszedł mnie dreszcz, a ja szybko doszłam do jednego wniosku.
Definitywnie musiałam przestać doszukiwać się w nim Shisuiego. Byli podobni, to prawda, ale nie mogłam myśleć, że Itachi nim był. Musiałam w ogóle odrzucić jakiekolwiek ich podobieństwa dla własnego dobra. Rana, którą zostawił po sobie Shisui pulsowała nieustannie tak, jak ta świeża na moim karku. Ta jednak niedługo się zagoi i powstaną ładne blizny. Po tej pierwszej na zawsze zostaną szramy.
- Tak jest – odparłam, skinąwszy lekko głową.
- Dobrze przejrzyj swoją umowę mimo, że najważniejsze zobowiązania wcale nie musiały zostać spisane na papierze. – Po tych słowach w ciszy opuścił mój dom.
Szybko rozesłałam po domu ultradźwięki, które uświadomiłyby mnie, gdyby nadal znajdowałby się tu ktoś niepożądany. Na szczęście wróciły one do mnie, identyfikując jedynie stałe umeblowanie domu, więc dopiero teraz zdecydowałam się odetchnąć.
Dobrze wiedziałam, że nawiązywał do bransoletki wciąż znajdującej się na mojej ręce. Zawsze tam była. Co tylko by się działo, ona była tam zawsze – no dobra, prócz kąpieli, kiedy nie chciałam jej niszczyć.


Szybko wskoczyłam pod prysznic, zakładając potem czyste ubrania. Zjadłam kanapkę zostawioną w lodówce przez Kin, decydując się na natychmiastowe załatwienie sprawy zleconej przez Itachiego.
Pędziłam do Landany, zapominając na chwilę o wszystkim co powiedział mi Usui, mając zamiar złapać tam Zaku i choćby wytargać go za fraki, żeby tylko dowiedzieć się, kim do cholery była Gin Allayashi. 
Kim musiała być ta dziewczyna, aby szukał jej Uchiha Itachi?

***
Okeeej! Wiem, zawaliłam -.- 
Na szczęście notka ujrzała światło dzienne, egzystuje w blogsferze, a moje chęci na powrót do Kesshite powróciły również. Niedługo kończę mojego drugiego bloga "Karuzelę" i wtedy Kessh na pewno stanie na nogi już całkowicie. 

Nie uszedł waszej uwadze szablon. Piękny, nie sądzicie? Rinne jest totalnie wspaniałą szabloniarką, którą polecam z całego serca! Warto poczekać. Nawet nie musicie wierzyć mi na słowo. Wystarczy spojrzeć na szatę graficzną Kessh :> Mnie osobiście najbardziej urzekło okienko w trailerem po prawej, chat - który w końcu mi działa - te małe przyciski do fb itd. oraz nagłówek, który jak dla mnie jest doskonały B|

Mam nadzieję, że mimo tej przerwy ktoś tu przy mnie został. Nie ukrywam, byłoby fajnie. 

Kolejny rozdział będzie na pewno w październiku.

Bywajcie! 

8 komentarzy:

  1. Czy mi się wydaje, czy nasz Acze-żel-do-toalet jest... zazdrosny? :P Zastanawia mnie, skąd on i jego bliźniak się znaleźli obok Uchihy i co takiego mają w sobie, że porzucił dla nich samotne życie i pracę. Wydają się... nie w jego typie, biorąc pod uwagę ich zmartwienie losem Shee.
    Już Ci to mówiłam, ale powtórzę - lubię rzucanie na głęboką wodę. Lubię razem z bohaterami odkrywać ich historię, przysłuchiwać się ich dyskusjom, szukając podwójnego dna i Twoich wskazówek co do zagadek ich przeszłości. Cieszę się, że wielu rzeczy nie mówisz wprost i każda postać ma swoje tajemnice i motywy rządzące ich działaniami.
    Podoba mi się również nowy sposób na przechowywanie chakry, jak wiesz fascynuje mnie ona i próbowałam u siebie wprowadzić coś podobnego z kamieniami. Fajnie w sumie, że dałaś te umiejętności Usui'emu, lubię go. Wyszło to lepiej, niż jakby należały one pierwotnie do głównej bohaterki jako wielkie-super-silne dziedzictwo i super-niedostępne-i-rzadkie kekkei genkai, które z dupy powala wszystkich na kolana. Serio.
    Będzie fajnie obserwować, jak się ich uczy.
    Ciekawe, że akurat eksperymenty (?) ojca i umiejętności klanu Karima mogą Usui'emu pomóc żyć mimo szkód, jakie w jego organizmie poczynił Oro. To by sugerowało, że może pewne klany mają jakieś... predyspozycje co do rzeczy, które można im zrobić. Naturalne odporności itd. Lub Orochimaru dużo wie i jednak stara się nie robić ludziom rzeczy, które ich zabiją...? Ciekawe.
    Shee jest dziwna w tym rozdziale. Być może to kwestia ufności wobec Usui'ego, może ma dobry dzień... no ale nie wiem. Jest taka spontaniczna, żartobliwa i ufna. Każdą informację, nawet najdziwniejszą, bierze na klatę. Kumpel proponuje zmienić jej życie, robić jej jakieś znaki itd, a ona mówi z grubsza "okej". Trochę się znaruciła :P
    Bardzo wiernie oddałaś tajemnice klanów z Wiru. Podobne do Uzumaki'ch, ale inne. Ten dział chakry i fuiinjutsu ma niesamowity potencjał.
    "- Nadal to masz. – Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. – Tutaj. – Dotknęłam jego piersi, a on położył dłoń na mojej."
    O boże, Imai. Naoglądałaś się telenoweli? :P Disney'a?
    Czuję, że Usui umrze. To znaczy on tak sam powiedział... ale... no wiesz. Jest kochany, słodki, nieśmiały, super przyjaciel. Shee absolutnie się nie przejęła jego wizją śmierci, bardziej ją podnieciły te buteleczki... ale ja wiem. Ja wiem, że on brutalnie zginie i Shee zwariuje z tego powodu. Nawet, jeśli sobie obiecywała, że nigdy do takiego przywiązania nie dopuści.
    Eh, szkoda mi jej. Za nic nie chciałabym żyć w jej rzeczywistości. No ale trzeba być twardym, a nie miętkim :P
    Czy Itaś nie zauważył krwi na jej bluzce? Czemu szuka Allaha? Nie, sorry - Allah-yashi? :P Kiedy Shee da mu w ryj nową techniką? Wszystko w kolejnych odcinkach!

    A tak szczerze - rozdział przeczytało mi się bardzo szybko i łatwo. Może dlatego, że było dużo dialogów, i to rzeczowych, a nie jakieś pitu-pitu. Albo dlatego, że się upiłam winem. Albo przez Shee. Może to jej urok, może to Maybelline.
    Dobrze, że piszesz dalej.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż trzeci komentarz! Istne szaleństwo.

    Jestem pod wrażeniem szablonu! Rinne jest cudo-szablonotwórcą :D

    Może Oro bał się puścić samą Imai z Uchihą? Dlatego Usui idzie z nimi? Albo Oro chce się go pozbyć.

    "W końcu to on razem z matką nałożyć bariery na las". (nałożył <3)

    O masz! Nieźle to wymyśliłaś z chakrą. Biedny Usui stara się to dokładnie wytłumaczyć, a niewdzięczna Imai mu przerywa!;d (ale to dobrze, że tak to napisałaś, że ona mu tak przerywa, bo choć historia Usui jest ciekawa, to bez "wstawek" Imai, nie była by intrygująca. I dobrze, że ona sama nie bierze tego na poważnie, do czasu oczywiście no i ukazuje ich relacje;d )
    Ale tak serio, to poważna sprawa i duża odpowiedzialność, bo jakby ktoś jeszcze się o tym dowiedział? Ile konfliktów by powstało, przez taką umiejętność? Z innej strony, czy to nie za dużo, dla Imai? Nie będzie jej trudno połączyć tego z jej dotychczasowymi zdolnościami? Taka wiedza, tyle nauki jeszcze przed nią.. Chociaż, dzięki temu mogłaby coś zmienić, w wiosce, z tymi eksperymentami i z samym Uchihą.

    Jak długo Itachi był w jej mieszkaniu? Nie zainteresowała go ta krew? Chociaż, skoro myła ręce, mógł zostawić to w spokoju.

    I kolejna tajemnica - Gin Allayashi, po co mu ona? Może ma jakieś specjalne zdolności, które chce wykorzystać Uchiha?

    Oh, mam kolejne obrazki;d
    http://dolphinabottle.deviantart.com/art/Stained-428515280
    http://chillovery.deviantart.com/art/How-About-Some-Love-419703195

    Podoba mi się ten rozdział, ale wiem, że jak wyruszą z Itachim, to dopiero się zacznie cała "zabawa"! W końcu Imai musi wykazać się w walce swoimi zdolnościami. Myślę, że jeszcze pojawi się coś o Shisui, mimo próśb Yamury.. i co najważniejsze - operacja "Wiecznego Wiru"!

    Oh, tyle spraw musi się wyjaśnić;D
    Weny, Shee! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacząć od złych czy dobrych wiadomości? :D

    Niech na początek będą dobre :D
    + rozdział bardzo mi się podobał;
    + zaciekawił, nie nudził, nie mogłam oderwać od niego wzroku;
    + widać, że bardzo się starasz, pisząc każdą informacje, każde zdanie bohaterów, taka dobra precyzja;
    + wprowadzenie i rozwinięcie tematyki rytów świetne;
    + nawet tak mało samego Itachiego nie przeszkadzało ani nie denerwowało;
    + nie zawiodłaś moich oczekiwań tym rozdziałem względem Kesshite;
    + mogę wręcz ci powiedzieć, zaskoczyłaś mnie;

    Teraz idą złe:
    - błędy, błędy i jeszcze raz błędy - może nie jest ich nie wiadomo jak dużo, ale moje oczy je wyłapały;
    - mam wrażenie, że w ogóle nie sprawdziłaś tego rozdziału po napisaniu albo tylko tak pobieżnie, napisałam ci już o tym na facebooku;

    Ocena końcowa rozdziału: 5-
    Ocena końcowa względem poprzednich rozdziałów: 4

    Stać cię na jeszcze więcej! :D

    Bardzo fajny szablon, ale oczywiście jestem blondynką i nie mogłam znaleźć słowa "komentarze" :D

    Dużo weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie powiem, "dopalacz" przedstawiony przez Usui'a jest bardzo ciekawy. Pomysł niebanalny, ciekawią mnie efekty użycia tych buteleczek. Trochę się ubawiłam czytając zmagania Usuia by w miarę przyzwoicie wytłumaczyć nowe możliwości bohaterce xD Chłopak ma cierpliwość! Jednak najbardziej przemawiają do mnie konfrontacje z Itachim, uff! Jest taki nieprzewidywalny i zimny, aż czasem mrozi krew w żyłach! Jeszcze reakcja Imai na jego osobę, jej wewnętrzna walka, intrygujące. Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Blogsfera jest pełna wspaniałych ludzi. Zapewne jesteś jednym z nich. Może chciałbyś bądź chciałabyś opowiedzieć coś o sobie? A może chcesz, aby przeprowadzono z Tobą wywiad? Tak? To świetnie trafiłeś/aś. Jest to blog stworzony z myślą o Tobie! Możesz zgłosić się do jednej z autorek bloga, a potem odpowiedzieć na kilka ciekawych pytań. Nie czekaj - zgłoś się już teraz!

    Zapraszam!
    Wywiady z autorami blogów mangi i anime

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga Shee!
    Nie chciałabym cię poganiać, czy coś... XD Ale ostatni rozdział był we wrześniu i bardzo duża ilość osób czeka! Mogłabyś poinformować czy wgl zaczęłaś pisać i ile procent i takie tam? :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojejć, ten blog jest fantastyczny. I tak samo jak pozostałe Twoje utwory od razu przypadł mi do gustu. Zżera mnie ciekawość co tam dalej może się dziać.
    Widzę, że ostatni rozdział został opublikowany hmm... dość dawno temu, ale nigdzie nie znalazłam żadnej informacji jakoby projekt nie miał być kontynuowany, więc żywię taką cichą nadzieję, że jeszcze coś tutaj napiszesz.
    Powodzenia i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń

CREATED BY
Mayako